Zniknięcie młodej spadkobierczyni fortuny bardzo długo było tematem nagłówków prasowych w całym kraju. Niektórzy podejrzewali morderstwo z nieszczęśliwej miłości. Inni powiadali, że dziewczyna była ofiarą nieudanej aborcji. Dziwne zachowanie jej rodziny z kolei mogło sugerować, że ze strachu przed skandalem zatuszowano niewygodną prawdę. Co tak naprawdę spotkało nieszczęsną Dorothy Arnold?
"Perfekcyjne" życie w nowojorskiej elicie
Przed swoim tajemniczym zniknięciem Dorothy wiodła pozornie idylliczne życie. Urodziła się w 1885 r. w Nowym Jorku jako drugie z czwórki dzieci Mary Parks Arnold i Francisa R. Arnolda, bogatego importera perfum. Arnoldowie uplasowali się w czołówce najbogatszych rodzin w mieście i czerpali garściami z przywilejów "wyższych sfer".
Sama Dorothy również chętnie pojawiała się na salonach i z gracją obracała się w prestiżowym towarzystwie. Jej największym marzeniem było jednak zostanie pisarką. Po ukończeniu college’u próbowała swoich sił w publicystyce, ale z kiepskim skutkiem. Wydawcy każdorazowo odrzucali jej literackie próby.
12 grudnia 1910 r. Dorothy poinformowała swoją matkę, że udaje się na zakupy do luksusowego domu towarowego przy Piątej Alei. Tego dnia na mieście wpadła na nią przyjaciółka. Dziedziczka podobno wydawała się beztroska i w dobrym nastroju. Powiedziała znajomej, że wybiera się na spacer po Central Parku. To był ostatni raz, kiedy Dorothy Arnold widziano żywą.
Gdy zapadła noc, a Arnold nie wracała do domu, jej rodzina zaczęła się martwić. Chcąc uniknąć skandalu, o zaginięciu nie powiadomili policji. Rozpoczęli jednak prywatne śledztwo. Nikt ze znajomych nie wiedział nic o miejscu pobytu dziewczyny. Co ciekawe, gdy jeden z przyjaciół Dorothy zadzwonił z pytaniem, czy została znaleziona, Francis skłamał, że córka bezpiecznie wróciła do domu.
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie?
Następnego dnia Arnoldowie poprosili o radę Johna Keitha, przyjaciela rodziny i prawnika. W międzyczasie zatrudnili też prywatnych detektywów, osławionych Pinkertonów, którzy w poszukiwaniu dziewczyny przeczesali każdy zakamarek miasta. W pokoju zaginionej natrafili na miłosne listy od George’a C. Griscoma Jr., 42-letniego inżyniera z "niższych sfer". Okazało się, że Arnold i Griscom utrzymywali regularny kontakt, mimo sprzeciwu rodziców dziewczyny.
Kilkutygodniowe poszukiwania nie dały żadnych namacalnych skutków. Rodzina była zmuszona dać za wygraną i szukać pomocy u policji. 26 stycznia 1911 r., po sześciu tygodniach od zaginięcia, Arnoldowie powiadomili o sprawie opinię publiczną. Departament Policji Nowego Jorku był pewny, że Dorothy wciąż żyje i natychmiast wszczął dochodzenie. Wtedy, ku zaskoczeniu wszystkich i wbrew policji, Francis złożył oświadczenie pod przysięgą. Wyraził w nim przekonanie, że jego córka została zamordowana.
Jestem głęboko przekonany, że moja córka została zabita i wydam każdego dolara, by pomścić jej śmierć - powiedział w oświadczeniu.
Mało tego, Arnold przekonywał, że jego córkę zamordowano konkretnie w Central Parku, a jej ciało wrzucono do tamtejszego zbiornika wodnego. Teoria została natychmiast odrzucona przez policję, ponieważ w Nowym Jorku w dniu zaginięcia Dorothy Arnold było – 6 stopni Celsjusza, co oznaczało, że zbiornik był zamarznięty. Mimo tego, kiedy lód pokrywający akwen stopniał, policja rozpoczęła poszukiwania ciała. Zgodnie z przewidywaniami, wróciła z pustymi rękami.
Morderstwo, samobójstwo, czy może ucieczka?
Do kwietnia 1921 r. rodzice Arnold wydali ponad 250 tys. dolarów na próby jej odnalezienia, niestety bez rezultatu. Od czasu zaginięcia, doniesienia o spadkobierczyni pojawiały się prawie co roku. Wiele oszustek próbowało się pod nią podszyć, chcąc przejąć olbrzymią fortunę. Wokół zniknięcia potentatki powstało mnóstwo hipotez i teorii spiskowych. Według jednej z nich, Dorothy albo uciekła, albo popełniła samobójstwo w wyniku niespełnionej kariery pisarskiej.
Inna hipoteza sugerowała, że dziewczyna zaszła w ciążę i zmarła podczas nielegalnej aborcji. Tę wersję poparł lekarz, który prowadził podziemną klinikę dla kobiet. Twierdził, że przeprowadził zabieg na Dorothy i że powikłania chirurgiczne spowodowały jej śmierć. Jego słowa nie zostały jednak oficjalnie potwierdzone.
Pojawiły się również podejrzenia o morderstwo. Sześć lat po zniknięciu Arnold pewien więzień z Rhode Island stwierdził, że pomógł pochować ciało pasujące do opisu Dorothy. Niektórzy podejrzewali, że mężczyzna został wynajęty przez jej kochanka. Tego śledczym też nie udało się potwierdzić, a ciała nigdy nie odnaleziono.
Konflikt między policją a rodziną zaginionej jeszcze bardziej podsycał powstawanie rozmaitych spekulacji. Tajemnica nigdy nie została tak naprawdę rozwiązana. Sprawa zaginięcia Dorothy Arnold pozostaje jedną z największych i być może najbardziej tragicznych tajemnic w historii Nowego Jorku.