W czwartek Monika Richardson wybrała się do salonu fryzjerskiego, gdzie przeszła spektakularną metamorfozę. Iberystka ścięła swoje charakterystyczne blond włosy i przefarbowała się na intensywny fiolet, który z czasem stał się nieco bardziej subtelny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nowa fryzura 51-latki spotkała się z tak dużym zainteresowaniem zarówno mediów, jak i internautów, że aż zaczęły krążyć plotki o przyczynach nowego koloru włosów. Richardson miała już chyba tego dość, ponieważ zamieściła na Instagramie wymowny wpis, w którym dała jasno do zrozumienia, co sądzi o komentarzach na swój temat.
Monika Richardson ma dość komentowania jej nowej fryzury
[...] Myślałam, że może nie będzie trzeba, ale wygląda na to, że #takimamyklimat i wszystko musi być tłumaczone dużymi literami. Trudno. Otóż mam 51 lat, dwójkę dorosłych dzieci. Jestem po trzech małżeństwach. Spędziłam 25 lat w mediach. Mieszkam w stolicy dużego kraju. Mam wyższe wykształcenie. Władam biegle trzema językami. Czy naprawdę, do jasnej cho*ery, muszę się tłumaczyć, jakiego koloru są moje włosy? - napisała Monika.
Gwiazda zapewniła, że u niej wszystko dobrze. Nadal jest tą samą osobą, a kolor włosów był jej przemyślaną decyzją.
Nie, to nie był wypadek. Nie, nie zrobiłam tego, żeby "zaistnieć", bo już istnieję. Nie, nie mam kryzysu wieku średniego. Mam w głębokim poważaniu, czy to wypada i czy to przystoi. I nie, nie próbuję i nie chcę być podobna do nikogo. Taka jestem dzisiaj, świadomie i odpowiedzialnie i owszem, można zostawić ze mną dziecko, dalej nie biorę narkotyków, nie jeżdżę po pijaku i nie angażuję się w ryzykowne zachowania seksualne. Po prostu zmieniam kolor włosów [...] - podsumowała.
Rozumiecie jej wzburzenie?
Chcemy wciąż się rozwijać, a Twój głos jest dla nas bardzo ważny. TU krótka ankieta, w której możesz podzielić się z nami swoją opinią.