Instagram z założenia miał być platformą budującą społeczność ludzi, którzy wzajemnie się inspirują. W praktyce szybko stał się maszynką do zarabiania pieniędzy.
Jak grzybów po deszczu przybywa kolejnych influencerów, którzy marzą o przełożeniu zasięgów na finansowe profity. Najpierw trzeba jednak te zasięgi zdobyć, a nie wszystkim chce się cierpliwie pozyskiwać followersów, więc chwytają się innych "sposobów".
Opowiada o tym Paweł Svinarski w swoim najnowszym filmie na kanale "Dla Pieniędzy".
Kupowanie lajków i followersów wydaje się być drobnym oszustwem osób, które próbują się dowartościować, ale tak naprawdę jest poważnym przestępstwem z artykułu 286 Kodeksu Karnego, które wyrządza niemało szkód, a oszustowi pomaga zarabiać niemałe pieniądze - mówi.
Youtuber tłumaczy, że algorytm Instagrama coraz lepiej wykrywa tego typu praktyki, więc influencerzy zaczęli uprawiać ten proceder na TikToku.
Kupują sobie wyświetlenia czy followersów na specjalnych serwisach, a potem chwalą się na swoich social mediach - mówi Svinarski, podając przykład Kamila Szymczaka.
W przypadku tego tiktokera jego nagły, skokowy wzrost zasięgów nagłośnił m.in. Marcin Dubiel. Okazało się, że Szymczaka lawinowo zaczęły obserwować podejrzane konta "arabskie i hinduskie", które tak naprawdę są botami do "nabijania" followersów.
Łącznie Kamilowi w ciągu miesiąca przybyło ponad 750 tysięcy followersów - mówi youtuber.
Svinarski ujawnia, ile trzeba zapłacić za taki przyrost.
Na jednym z serwisów 10 tysięcy followersów kosztuje 150 dolarów, na drugim 120 dolarów, czyli wychodziłoby, że 750 tysięcy followersów kosztuje 9 tysięcy dolarów, co daje 37 tysięcy złotych, ale przy takim dużym zakupie cena na pewno robi się bardziej atrakcyjna - wylicza.
Youtuber tłumaczy też, po co influencerzy sięgają po takie praktyki. Oczywiście chodzi o pieniądze.
Rośnie wycena twórcy za współpracę (...) przy takim wzroście jak u Szymczaka jednorazowe lokowanie produktu będzie już o kilka tysięcy złotych droższe, dlatego zainwestowanie nawet 30 tysięcy złotych w followersów zwróci się już po kilku współpracach - słyszymy na filmie.
W sprawie wypowiedział się też insp. dr Mariusz Sokołowski.
Firmy, które zlecają takie usługi reklamowe influencerom, przede wszystkim biorą pod uwagę ich dotarcie do określonej dużej liczby odbiorców. Jeżeli ten influencer przedstawi informację nieprawdziwą, jeżeli świadomie wprowadza w błąd tego, kto korzysta z jego usług, wówczas takie zachowanie wyczerpuje znamiona przestępstwa oszustwa, a to jest zagrożone karą od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności - ostrzega.
Jak myślicie, ile polskich gwiazd "infuencerstwa" korzysta z takich nielegalnych praktyk?
Kuba Wojewódzki ma obsesję na punkcie Pudelka? Dowiecie się w najnowszym Pudelek Podcast!