Program "Z kamerą wśród zwierząt" był swego czasu ogromnym hitem TVP, a małżeństwo Gucwińskich zyskało sympatię widzów jako osoby w pełni zaangażowane w opiekę nad podopiecznymi wrocławskiego ogrodu zoologicznego. W pewnym momencie Antoni został jednak odwołany z pełnionej funkcji, a wszystko przez głośną sprawę znęcania nad niedźwiedziem Mago.
Choć Antoni Gucwiński i jego żona sprawiali wrażenie zaangażowanych w życie swoich podopiecznych, to ponad dekadę temu udowodniono mu, że przez 9 lat trzymano niedźwiedzia w betonowej klitce 2 na 2 metry, bez dopływu światła dziennego i dostępu do wybiegu. Znany z show TVP ówczesny dyrektor wrocławskiego ZOO otrzymał za to karę... tysiąc złotych grzywny. Po ogłoszeniu decyzji sądu nie krył zresztą rozczarowania.
Gdyby nie ja, jego skóra już dawno by gdzieś wyleniała - rzucił wtedy Gucwiński w odpowiedzi na pytania dziennikarzy po ogłoszeniu wyroku.
W tle pojawiło się też wiele innych oskarżeń, jednak nie były one przedmiotem postępowania sądowego. Od tych wydarzeń minęło niedawno 10 lat, a Gucwiński zniknął z mediów. Teraz jednak temat zaniedbań powraca i ponownie stawiają one byłego dyrektora ZOO w nie najlepszym świetle. Jak donosi organizacja non profit Ekostraż, mężczyzna miał zaniedbać jednego z koni, które wciąż były w jego posiadaniu.
O byłym dyrektorze wrocławskiego ZOO - Antonim Gucwińskim - mówi się, że jego karierę zniszczył skandal związany ze znęcaniem się nad misiem Mago. Został za to prawomocnie skazany. Niestety nie wyciągnął z tego jakichkolwiek wniosków - twierdzi organizacja we wpisie na Instagramie.
Niedawno miało dojść do interwencji na posesji pod Miliczem, gdzie znaleziono skrajnie zaniedbanego konia, który od 2 dni leżał na ziemi i nie był w stanie utrzymać się na własnych nogach. Gucwiński twierdzi co prawda, że koń już nie należy do niego, jednak nowi właściciele terenu twierdzą, że wcześniej nie chciał ich sprzedać "z przywiązania", co, jak widać, nie skończyło się dobrze.
Stawy są obrzmiałe, obolałe, koń ma już nawet odleżyny. Każdy, kto ma choćby minimalną wiedzę o koniach, wie, czym kończy się leżenie konia. Pan Antoni Gucwiński także, tylko jak zawsze nic nie wie, nikt go nie poinformował, niczego nie zauważył. (...) Sam Antoni Gucwiński twierdzi, że to nie są już jego konie. Przeczą temu właściciele terenu, którzy odkupili go od niego i przyjechali na miejsce. Oświadczyli, że Gucwiński sprzedał im teren, a koni nie chciał z miłości i przywiązania do nich. Smutne to przywiązanie i tak bardzo bolesne - czytamy.
Zwierzę jest podobno w fatalnym stanie, ma być osłabione i ledwo stać na własnych nogach. Co istotne, Gucwiński miał się w końcu przyznać przed członkami organizacji, że "koń należy do niego, kuleje od dawna i nigdy nie był diagnozowany ani leczony"... Teraz Ekostraż musi zorganizować zbiórkę na transport i badania, do udziału w której oczywiście zachęcamy.
Pudelek ma już własną grupę na Facebooku! Masz ciekawy donos? Dołącz do PUDELKOWEJ społeczności i podziel się nim!