Gdy w 2016 roku zmarł ukochany mąż Celine Dion, René Angelil, z którym związana była przez 28 lat, piosenkarka zniknęła na jakiś czas z show biznesu. Gwiazda nie mogła się otrząsnąć po stracie ukochanego do tego stopnia, że w jednym z wywiadów wyznała, że nigdy nie zdoła się zakochać ponownie, bo René był miłością jej życia.
Z czasem Kanadyjka powróciła na scenę, rozpoczynając rezydenturę w Las Vegas, co przysługuje tylko największym gwiazdom estrady i powszechnie uchodzi za ukoronowanie ich kariery. Niestety, z początkiem roku Celine dosięgnął kolejny potężny cios: 17 stycznia w wieku 92 lat zmarła jej matka Thérèse Dion. Pogrążona w żałobie artystka zmuszona była jednak kontynuować światową trasę koncertową.
Jak na prawdziwą profesjonalistkę przystało, 51-latka nie daje po sobie poznać, że przeżywa trudne chwile i dalej wypełnia obowiązki jednej z najbardziej uznanych diw na świecie. W sobotę Dion została przyłapana przez paparazzi w Nowym Jorku, gdy zmierzała do Barclays Center, gdzie dawała kolejny koncert. Na tę okazję gwiazda wybrała elegancki zestaw marki Brandon Maxwell składający się z długiego, czarnego płaszcza z trenem i obcisłych jeansów, która podkreśliły jej niepokojąco szczupłą sylwetkę. Elegancką stylizację uzupełniła długimi, czarnymi kozakami i wielkimi, gwiazdorskimi okularami. Mimo szerokiego uśmiechu przyklejonego do twarzy, Celine sprawiała wrażenie, jakby nie była w najlepszej kondycji.
Też to widzicie?