Mnie najbardziej boli jak ludzie obwiniają kobiety, że one nie reagują, nie zgłaszają, nie mówią o tym nikomu. Albo uważają, że taki człowiek chodzi po ulicy i rzuca w ludzi obelgami. Albo sama sobie takiego wybrałaś. Tak? Jak byłam w narzeczeństwie i płakałam to przynosił mi chusteczki, kwiaty, głaskał po włosach i wysłuchiwał i pocieszał godzinami. Od urodzenia dziecka słyszę, że mam się zamknąć i nie ryczeć i nie histeryzować. Gdyby był taki wcześniej to brał by ślub, ale ze samym sobą. Jak byliśmy parą to jak tylko jego brat albo ktokolwiek na mnie coś powiedział to stawał w mojej obronie. Po ślubie raptem okazało się, że jego rodzina może mówić do mnie co chce, a on tylko siedzi i się śmieje. I wiele takich rzeczy. Przez pierwsze lata małżeństwa były kłótnie. Najczęściej o jego brata, który wiecznie się wtrącał w każdy aspekt naszego życia. Ja trzymałam wszystko dla siebie, nie mówiłam nic nikomu bo nie chciałam wywlekać naszych spraw. Ale jak tylko zaszłam w ciążę to rozpętało się dla mnie prawdziwe piekło. Miałam zapraszać jego rodzinę. Jeść to co jego ojciec nam da. Jakieś stare smierdzace kiełbasy, ogórki i inne takie rzeczy. Ja po tym rzygałam. On na mnie się darł. Jak urodziło się dziecko było coraz gorzej. Jak tylko chciałam dać znać komukolwiek, że u mnie nie najlepiej się czasami dzieje. Podkreślę CZASAMI. Bo to nie było tak, że codziennie miałam jatke. Czasem były dni, że budził się w db nastroju. No to był fajny dzień. Jeden, drugi, czasem nawet tydzień albo dwa. Bardzo fajnego małżeństwa. A potem nagle jakieś telefony jego rodziny, albo jakiś kłopot się pojawiał i zaczynały się napasy agresji. Dzikie krzyki do mnie, obelgi czasem. Jak chciałam dać do zrozumienia znajomym z lekka, że u nas czasem jest ciężko to wszyscy się ode mnie odsuneli jak biczem trzasnął. Myślę, że nikt mi nie uwierzył. Ja nie pisałam wszystkiego. Wybierałam najłagodniejsze sytuacje. Albo takie w miarę do przetrawienia. Zaraz byłam alienowania. Jeszcze cześć osób dzwoniła do niego i mu mówiła co ja wypisuję na niego. Przyjaciółka, która różne rzeczy mi opowiadała o swoich facetach jak tylko zaczęłam pisać o swoich kłopotach wywaliła mnie ze znajomych i napisała, że jej to nie interesuje. Itd itp. Pokazałam jej filmik jak na mnie wrzeszczał przez skypa. To widziała mnie, że płaczę i zapytała tylko czy on był pijany i powiedziała, że nie wie co mi odpowiedzieć na to. Odcięła się ode mnie. Psycholog jaką zatrudniłam dla dziecka miała gdzieś jego problemy w domu rodzinnym alkohol itd. On ma kasę on rządzi. W szkołach ja byłam obsmiewana jako nadopiekuńcza mamuśka, a on traktowany jak sam Pan Bóg. On ma stanowisko on jest wazeliniarz, a to wszystkim pasowało. Napomknęłam nauczycielce, że może córka jest płaczliwa bo mąż jest za surowy, za często podnosi głos. Nic o jego groźbach, awanturach. To one zadzwoniły do męża za moimi plecami i mnie obgadaly. Także póki co wszyscy, a najczęściej kobiety właśnie czują ogromną solidarność z moim mężem. On musi wszystko wiedzieć, wszystko usłyszeć. A za mną nie ma nikogo. Ani jednej osoby. Super. Także ja się nie dziwię, że kobiety jak są jakieś sygnały agresji od faceta siedzą cicho. Wszyscy życzliwi poleca do niego i mu doniosą, a od kobiety się odizolują. Najczęściej kobiety właśnie. Na koniec jeszcze zrobią imprezę na kt ciebie jeszcze obsmieja, że masz do d. małżeństwo. Przyjaciół poznaje się w biedzie. To się dowiadujesz, że nie masz przyjaciół. I co wtedy? U nas nie ma takich ludzi. Empatycznych, mądrych, pomocnych. Gdyby były mój mąż dawno siedział by na codziennej terapii nawet online, a my miałybyśmy spokój i były traktowane z szacunkiem.