Szumnie zapowiadany film 365 dni będący adaptacją książki Blanki Lipińskiej o tym samym tytule, miał być polską odpowiedzią na 50 twarzy Greya. To już nie wróżyło najlepiej, bowiem amerykańskie "dzieło" z Dakotą Johnson w roli głównej dostało bardzo kiepskie recenzje.
Po filmie na podstawie książki Blanki także nie spodziewano się wiele, ale efekt zaskoczył nawet tych, którzy nie mieli dużych oczekiwań. Opinie krytyków były miażdżące. Pisano, że to "szkodliwe kino i nienawistna fantazja o gwałcie", a recenzentka z Vogue'a oceniła, że to najgorszy film, jaki widziała, taki po którym "zdycha libido". Z kolei Tomasz Raczek ocenił, że film prezentuje "zaściankowe, prowincjonalne, zakompleksione" wyobrażenie o seksie i nie ma w nim prawdziwej erotyki.
Źle oceniono też "drewnianą" grę aktorską, zwłaszcza Anny Marii Siekluckiej wcielającej się w główną postać. Na jedyny plus zaliczono ładne plenery, nie najgorsze zdjęcia i miły dla oka widok przystojnego Michele Morrone.
Film miał kinową premierę na początku lutego, jednak po tym, jak wybuchła epidemia koronawirusa, przeniesiono go na Netflix, gdzie kilka dni temu dzieło trafiło również do międzynarodowej dystrybucji. Niestety, dzięki temu mogli go zobaczyć także zagraniczni widzowie i krytycy. Ci również nie zostawili na nim suchej nitki.
Bez smaku, antyfeministyczny, jałowy intelektualnie (...). Nasza rada - omińcie to. Film jest tak samo podniecający jak instrukcja pralki - pisze recenzent z Decider.
Polecałabym Netfliksowi zamieszczenie adnotacji przy tym filmie, że jest instrukcją, czego nie robić w zdrowym związku - stwierdza dziennikarka amerykańskiego wydania Cosmopolitan.
Z kolei dziennikarz The Observer zarzuca twórcom 365 dni romantyzowanie syndromu sztokholmskiego.
Użytkownicy Twittera zwracają szczególną uwagę na motyw porwania głównej bohaterki i przestrzegają, aby nie inspirować się nim w prawdziwym życiu.
"Porwanie nie jest ANI w porządku, ANI romantyczne", "Jeśli jesteś facetem, nie inspiruj się tym. Żadna dziewczyna nie chce być porwana i zmuszana do zakochania się" - piszą.
Również na IMDB opinie widzów są miażdżące:
"Poziom cringe’u wyszedł poza skalę. Angielski prawie tak zły jak fabuła. Jeśli chcesz to oglądać, lepiej się upij",
"Film jest zły. Fabuła (jeśli można w ogóle tak to nazwać) absurdalna. Żenujące dialogi, kreskówkowe, niewiarygodne postaci. (...) Jeśli zdecydujecie się to obejrzeć, obniżcie swoje oczekiwania do absurdalnego poziomu",
"Prawdopodobnie jeden z najgorszych filmów stulecia do tej pory",
"Aktorstwo, dialog, fabuła i zdjęcia są po prostu nieprawdopodobnie złe. Twórcy spędzą więcej czasu na czytanie recenzji niż na pisanie tego śmieciowego scenariusza",
"Najwyraźniej #metoo jeszcze nie dotarło do Polski...",
"Gdzie się podziały moje dwie godziny z życia?",
"Co za śmietnik. Nie pamiętam, kiedy oglądałem coś tak złego. Strata czasu" - piszą.
Mimo tak fatalnych opinii, film jest jednym z najchętniej oglądanych na Netfliksie. Blanka zdążyła już pochwalić się tym "sukcesem" na InstaStories.
Rzeczywiście jest czym?
Zobacz też: Odtwórczyni głównej roli w filmie "365 dni" wspomina pracę na planie: "Chciało mi się WYMIOTOWAĆ"