Od odsunięcia od władzy Prawa i Sprawiedliwości minęło już kilka miesięcy, ale konsekwencje ich rządów będziemy odczuwać jeszcze bardzo długo. Choć media i opinia publiczna bacznie przypatrują się działaniom nowych rządzących, na jaw wychodzą kolejne szokujące nadużycia poprzedników. PiS lubi o sobie myśleć i mówić jako ugrupowaniu pro-rodzinnym - wszak to dobro tej "rodziny" niosą od lat na swoich sztandarach, wymyślając przy okazji kolejnych jej wrogów i niszczycieli: od osób LGBT+, przez imigrantów, na zwolenniczkach prawa do aborcji kończąc. I faktycznie - Prawo i Sprawiedliwość dba o rodziny. A już najbardziej o swoje. Przez ostatnich osiem lat wszelkiej maści latorośle, kuzyni, wujkowie i zięciowie spowinowaceni z PiS-em byli najbardziej zaopiekowaną grupą społeczną w Polsce: obstawiając wysokie stanowiska w Spółkach Skarbu Państwa, wygrywając sowicie opłacane przetargi i robiąc kariery jako prezesi firm-krzaków. Wżenić się w taką rodzinkę brzmi jak marzenie!
Nie dziwią zatem najnowsze doniesienia, według których Beata Fido, aktorska tuza znana między innymi z głównej roli w głośnym kinowym majstersztyku "Smoleńsk", a prywatnie partnerka kuzyna Jarosława Kaczyńskiego, miała zajmować w Telewizji Publicznej "fikcyjne stanowisko" starszej redaktorki prowadzącej TVP World. Jak donosi Onet, Fido w 2023 pojawiła się w redakcji 20 razy, przepracowując imponujące 32 godziny. Dziwnym i zupełnie przypadkowym zbiegiem okoliczności rozwiązała umowę z telewizją tuż po wyborach parlamentarnych. Za niesamowite trudy na pełnionym stanowisku i godziny pracy, którą zawstydzą każdego etatowca, niezłomna dziennikarko-aktorka zgarnęła…332 tysiące złotych. Obecny zarząd telewizji publicznej wymaga od niej zwrotu 241 701 złotych i to w ciągu tygodnia, a w momencie, gdy czytacie ten tekst, pozostało jej zaledwie kilka dni. Miejmy nadzieję, że coś uciułała i będzie z czego oddawać…
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najbardziej przykre w tym wszystkim jest to, że już tak bardzo przywykliśmy do nepotyzmu i kolesiostwa, że tego typu afery robią na nas coraz mniejsze wrażenie. Czasami wzdrygniemy się, gdy w grę wchodzą jakieś milionowe kwoty, ale marnych kilkaset tysięcy złotych? To tyle, co na waciki…
Zostajemy przy wątkach rodzinnych, ale bez - miejmy nadzieję - wielkich pieniędzy i przekrętów w tle. Nieoczekiwanie głośną bohaterką i nową ulubienicą kolorowej prasy stała się Anna Stasiukiewicz. Wszystko za sprawą ślubu z młodszym o 32 lata mężczyzną o imieniu Nader. Mama Agnieszki Włodarczyk chętnie chwali się w sieci zdjęciami z przystojnym małżonkiem, na których wręcz kipi szczęściem i nie pozostawia złudzeń, że szeroki uśmiech i zastrzyk seksapilu to zasługa dużo młodszego obcokrajowca. Okoliczności spotkania tej dwójki były do tej pory owiane tajemnicą, ale wskutek wzmożonego zainteresowania jej życiem prywatnym, Anna zdecydowała się zdradzić nieco więcej i pisząc "więcej", naprawdę mamy to na myśli.
Okazuje się bowiem, iż Nader urodził się we Włoszech, a o względy Stasiukiewicz walczył z kilkudziesięcioma innymi facetami, którzy obsypywali ją komplementami w wiadomościach na Facebooku. 62-latka początkowo była mocno sceptyczna, ale internetowy Romeo nie dawał za wygraną i w końcu dopiął swego. Matka Włodarczyk zdaje sobie sprawę z tego, że jej związek i małżeństwo mogą wydawać się "dziwne", ale nic sobie z tego nie robi i nawet jeśli relacja miałaby się niebawem rozpaść, jest teraz bardzo szczęśliwa. Gazety spekulują już, że cała sytuacja jest trudna dla Agnieszki Włodarczyk, która ponoć nie aprobuje nowego związku matki. Same zainteresowane nie zabrały w tej sprawie głosu, więc równie dobrze może to być jedynie wesoła twórczość pismaków.
Złośliwców nie brakuje również w sieci. Internauci pozwalają sobie na niewybredne żarty i sugestie, jakoby Nader związał się z Anną dla "europejskiej wizy" czy pieniędzy, co szczęśliwa małżonka zdążyła już zdementować. Takie reakcje nie powinny zaskakiwać. Przez długie lata zdążyliśmy już przyzwyczaić się do związków starszych facetów z młodymi dziewczynami, a często oczywista i transakcyjna natura tych relacji nikogo raczej nie szokuje. Kiedy istnieje szansa, choć wcale nie sugerujemy, że jest tak i w tym przypadku, że role się odwracają i to starsza kobieta decyduje się na podobną znajomość, to reakcja jest zdecydowanie silniejsza - obelgi, kpiny i fałszywe współczucie. A ja patrzę na to wszystko i myślę sobie: dobrze, niech się kobiecina bawi! Dlaczego zabawa, szaleństwo czy nawet głupie zakochanie się ma być zarezerwowane dla młodych ludzi? Oszczędźmy sobie prawienia tych wyświechtanych złotych myśli o mądrości, która przychodzi z wiekiem i starzeniu się z godnością. Stasiukiewicz w udzielonych wywiadach przytomnie zauważa, że happy end w jej małżeństwie nie jest gwarantowany i jeśli mąż zdecyduje się odejść do młodszej, to nie będzie rozpaczać, bo co się wybawi, to jej. I tak trzeba żyć! A teraz szybko do "Tańca z gwiazdami", bo potencjał medialny jaki tu drzemie, absolutnie nie może zostać zmarnowany. Chcemy więcej!
A skoro o zmarnowanym potencjale mowa… To ktoś tutaj próbuje reanimować medialną nieboszczkę. Natalia Janoszek nie daje za wygraną i walczy o karierę w Polsce - najwyraźniej ta w Holly- i Bollywood jej nie wystarcza. Skompromitowana celebrytka pojawiła się na premierze drugiej części filmu "Diuna" i ochoczo pozowała fotografom. Pojawia się pytanie: czego Natalia oczekuje od mediów i publiczności? Przechodzimy do porządku dziennego z tym, co się wydarzyło i z czasem zapominamy, a ona będzie tułać się po obrzeżach show-biznesu? Trochę nuda. Jeśli, tak jak przekonuje sama Janoszek, materiał Stanowskiego na jej temat był jednym wielkim pomówieniem, to wypadałoby włożyć trochę wysiłku w jego sprostowanie. Przyjmując, że Natalia jedynie podkoloryzowała swoją zagraniczną karierę, to przecież nic wielkiego się nie stało i dołączyła jedynie do dość obszernej listy nazwisk, które od lat przekonują, że granie ogonów i epizodów to wystarczający powód, aby pojawić się na rozdaniu Złotych Globów. Tak, polska Elizabeth Taylor, patrzymy na ciebie. Na pewno da się to wszystko zgrabnie wytłumaczyć. Może nawet na okładce "Vivy!".
Nie ma w końcu nic bulwersującego w tym, że jakaś celebrytka nakłamała, bo te robią to nagminnie. Pożyczony ubrania, samochody, domy, zmyślone kariery i kreowanie w tabloidach karier, których nigdy nie było. To bardziej smutna rzeczywistość niż fikcja. Janoszek miała pecha, bo ktoś na nią usiadł i pewnie w tym upatruje całej tej niesprawiedliwości - bo skoro wszyscy tak robią, to czemu ja mam być kozłem ofiarnym? Natalia, apelujemy: opowiedz jak było. Pokaż filmy, nagrody, zaproszenia i przybliż nam kontekst. Szybko wybaczymy, a w dodatku jeszcze się pośmiejemy. Tutaj nikt nie przegrywa!