Cztery lata temu ogólnopolskie media obiegły wieści o rozbiciu pseudohodowli w Dobrczu, której właściciele zgotowali piekło dziesiątkom zwierząt. Czworonogi były przetrzymywane w skandalicznych warunkach, a wszystko to dla zysku ich "opiekunów", małżeństwa Izabeli i Romana G.
O tej bulwersującej sprawie informowaliśmy w lutym 2017 roku. Zgodnie z relacją Marty Bitowt z Pogotowia dla Zwierząt czworonogi spędzały żywot w prowizorycznych klatkach, w których broczyły we własnych odchodach. Spod "opiekuńczych skrzydeł" małżeństwa uratowano wtedy 170 zwierząt.
Zwierzęta były we własnych odchodach. Klatka na klatce, fetor był straszny. Prowizoryczne klatki z szafek. Suki z młodymi w odchodach na mokrym sianie, z ranami. Nie widziałam czegoś takiego i pozwolę sobie to nazwać obozem koncentracyjnym dla zwierząt - mówiła bez ogródek Bitowt.
Od czasu ujawnienia sprawy rozpoczął się proces pary, która została oskarżona o traktowanie zwierząt ze szczególnym okrucieństwem i oszustwa wobec kupujących. O ile drugi z zarzutów został odrzucony przez sąd, to bulwersująca kwestia gehenny zwierząt dla zysku została potraktowana niezwykle poważnie. Właśnie ogłoszono w tej sprawie bezprecedensowy wyrok.
Izabela i Roman G. zostali skazani na karę odpowiednio 18 i 14 miesięcy bezwzględnego więzienia. To najwyższy wyrok w historii polskiego sądownictwa, orzeczony wobec pseudohodowców - mówi Marcin Kosiński, którego słowa cytuje Polskie Radio PiK.
Warto wspomnieć, że wcześniej sąd pierwszej instancji skazał małżeństwo na odpowiednio rok i 8 miesięcy więzienia, jednak od wyroku odwołała się prokuratura. Teraz sąd zakazał im również posiadania zwierząt i jakichkolwiek aktywności z nimi związanych. Muszą też zapłacić 40 tysięcy złotych nawiązek dla organizacji działających na rzecz zwierząt.
Sprzedawali psy chore, które przebywały w skrajnym niechlujstwie. To nie było humanitarne traktowanie zwierząt. One służyły jako maszynki do zarabiania pieniędzy. Mój pies był chory w momencie już zakupu, później wynikły w trakcie sprawy kolejne komplikacje. Takich osób jak ja, w akcie oskarżenia było 28. Łącznie postawiono 29 zarzutów. Jeden to był zarzut traktowania ze szczególnym okrucieństwem, reszta - oszustwa wobec kupujących - mówił cytowany przez medium Marcin Kosiński, oskarżyciel posiłkowy w procesie Izabeli i Romana G.
Zasądzony wyrok oczywiście nijak nie zrekompensuje zwierzętom męki i cierpienia, które zgotowali im "opiekunowie", jednak oczywiście cieszy, że oprawcy poniosą zasłużoną karę. To też dowód na to, że w kwestii obrony praw zwierząt wciąż jest jeszcze wiele do zrobienia, ale to na pewno dobry początek.