Monika Goździalska zdobyła popularność dzięki udziałowi w takich programach jak Big Brother czy MasterChef, a obecnie rozwija swoją karierę w sieci, działając jako influencerka. Celebrytka często opowiada na Instagramie o diecie i zdrowym stylu życia, ale mimo bycia w świetnej kondycji, bardzo ciężko zniosła zakażenie koronawirusem. Bywalczyni czerwonych dywanów wyznała, że objawy zakażenia COVIDem zaczęły się nasilać, aż w końcu nie miała innego wyboru i musiała zadzwonić po karetkę.
Miałam objawy od zeszłej soboty. Zaczęło się suchym kaszlem, w niedzielę doszedł do tego ból głowy. W poniedziałek obudziłam się z objawami typowymi dla grypy. We wtorek straciłam smak, a zaczęło mi się pogarszać tak naprawdę w piątek. Miewam migreny, ale bóle głowy, które dostałam przy COVID-19, są nie do porównania. Poza tym wymiotowałam. Ostatecznie zabrała mnie do szpitala karetka. Jak już tam trafiłam, błagałam lekarza, żeby coś zaradził na moje bóle głowy - zdradziła Goździalska w rozmowie z WP Kobieta.
Celebrytka wyznała, że będąc w szpitalu schudła 5 kg w ciągu kilku dni.
Nic nie jem. Od początku choroby wszystko, co jadłam, zwymiotowałam. Przez ostatnie 9 dni zjadłam jedną bułkę, jabłko i zupę. Schudłam blisko 5 kg. W szpitalu nie dostaję jedzenia, bo wszystko zwracam. Mogę tylko pić, więc dostaję kroplówki. Jestem wysportowana, zawsze zdrowo się odżywiałam, a i tak zachorowałam. Ze mnie jest wiór. Wyglądam bardzo źle, ta choroba wykańcza. Cały czas jestem na antybiotyku. Mam wrażenie, że jestem naćpana. Na razie mam podpięty tlen - relacjonowała swój pobyt w szpitalu Goździalska.
Influencerka opowiedziała też o tym, jak opieka medyczna radzi sobie z pandemią.
Jestem w izolatce. Tak naprawdę to jest wielki namiot, w którym są kontenery. Każdy kontener to jest pokoik. Z nikim nie mam styczności. Jedyne osoby, jakie widuję, to lekarze i pielęgniarki. Kiedy oni przychodzą do nas, musimy mieć maseczki.
Najgorsza sytuacja jest z respiratorami. Kiedy ja trafiłam do szpitala, musiałam być podłączona do tlenu, ale zabrakło go dla mnie. Dopiero na drugi dzień go dostałam, a wcześniej wręczono mi butlę z maską. Po prostu brakuje sprzętu w szpitalach i to jest jeden z podstawowych problemów. Lekarze denerwują się, że ludzie, którzy są dodatni, chodzą do pracy i udają, że wszystko jest dobrze. Medycy są załamani nieodpowiedzialnością ludzi - wyznała.
Zobacz też: Mateusz Morawiecki apeluje: "Protestujmy W INTERNECIE". Zagroził narodową kwarantanną
Goździalska wystosowała tez apel do wszystkich "koronasceptyków", którzy nie przestrzegają zaleceń lekarzy i narażają zdrowie i życie innych.
Kiedy byłam przyjmowana do szpitala w niedzielę, lekarze, którzy pracowali tego dnia, zaczynali szesnastą godzinę dyżuru. Jedna przemiła pani doktor powiedziała mi: "Pani Moniko, mówią, że my mamy jakieś pieniądze dodatkowe. My nawet tych pieniędzy nie widzieliśmy. Zagrażamy własnym rodzinom". I to jest prawda. Oni pracują cały czas, wracają do domu, gdzie są ich rodziny. Niektórzy nie wracają do swoich rodzin i izolują się cały czas. Biję im brawo, bo naprawdę nie mogę powiedzieć złego słowa. Apeluję tylko do ludzi, żeby zachowywali wszelkie środki ostrożności - prosiła celebrytka.
Ludzie są okropni. Obrażają mnie, wyzywają, sugerują, że mi rząd zapłacił za to, żebym mówiła, że mam koronawirusa. Wypisują, żebym zdechła. Naśmiewają się ze mnie, kiedy ja cierpię. Nie zastanawiają się, że kogoś krzywdzą. A ja chciałam tylko przestrzec ludzi przed tą chorobą. Przestrzegajcie zaleceń, tylko tyle - dodała.
Na szczęście po kilku dniach spędzonych w szpitalu Goździalska poczuła się nieco lepiej i mogła wrócić do domu. Opowiedziała o tym na InstaStories mając łzy w oczach. Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia!