Ciało jest w showbiznesie głównym narzędziem - tej prawdzie trudno zaprzeczyć. Różne osoby wykorzystują to narzędzie w różny sposób, zasada jednak jest podobna - piękne, seksowne ciało łatwo jest "zmonetyzować". Wiedzą o tym dobrze celebrytki, które zdobywają olbrzymie zasięgi, nie dzięki prezentowaniu swych walorów intelektualnych, ale właśnie dzięki swojej fizyczności.
W tym kontekście wypominanie komuś tego, że zarabia na swoim ciele, dla wielu obserwatorów wydaje się być nie na miejscu. Szczególnie, jeśli krytyka pojawia się w środowisku funkcjonującym na takich samych zasadach. Takiego właśnie zachowania nie rozumie Maja Staśko, aktywistka walcząca o prawa kobiet w sieci. Staśko, która zasłynęła konfliktem z Anną Lewandowską, teraz zarzuca Dodzie, kręcącej film o "dziewczynach z Dubaju", hipokryzję.
Doda kręci „Dziewczyny z Dubaju”. Od miesięcy powtarza, że wiele celebrytek pracowało seksualnie – a kiedy tak pracujesz, to nie powinnaś się pchać do showbiznesu, bo ktoś ci to może wytknąć - przypomina Staśko i przekonuje, że to, co robi Doda - na przykład pozowanie do zdjęć w wyuzdanych pozach, zdobywanie zasięgów odważnymi fotkami, również można nazwać "pracą seksualną".
Przeraża mnie, jak w Polsce traktowane są pracownice seksualne. Że ich praca to coś, co można „wytknąć”. Przeraża tym bardziej, że to zwyczajna hipokryzja. Zdjęcia Dody, w których seksownie się wygina (i super) nie różnią się niczym od zdjęć pracownic seksualnych na OnlyFans. I ona też na tym zarabia – tworzy zasięgi i dostaje pieniądze za reklamowanie produktów - zauważa Staśko.
Aktywistka przypomina, że Doda całkiem niedawno zachęcała do wpłat na leczenie chorej osoby, obiecując przy tym, że jeśli jej fanom uda się uzbierać daną kwotę, ona sama pokaże na swoim kanale swoje erotyczne wideo.
Bardzo, bardzo to popieram! Była to praca seksualna w szczytnym celu - zachwyca się Staśko.
Aktywistkę dziwi to, że praca ciałem, wpisana w wiele zawodów, nie jest powodem do wstydu, tymczasem pewne zawody, w których ciało jest narzędziem, są piętnowane. Według Staśko praca seksualna ma wiele twarzy:
Praca seksualna to bardzo szerokie pojęcie. Obejmuje zarówno uprawianie seksu za pieniądze, striptiz, jak i występy na kamerkach czy zdjęcia. Co miałoby w niej upokarzać – to, że kobiety pracują ciałem? Dlaczego więc inne prace cielesne – aktorki, modelki – nie są obłożone takim wstydem? - pyta Staśko.
W końcu aktywistka przechodzi do sedna i zauważa, że zarówno Doda, jak i inne celebrytki reklamujące swoimi ciałami różne produkty, zarabiają na życie swoją seksualnością:
Nie ma co udawać: Doda także zarabia ciałem i seksualnością. Robi to większość influencerek, np. Natalia Siwiec, którą ponoć demaskuje film Dody. Dziewczyny! Wy też pracujecie ciałem! Nie poniżajcie innych kobiet, gdy również to robią – czy to na kamerce erotycznej, czy na kasie - apeluje Staśko, na koniec biorąc w obronę pracownice świadczące usługi seksualne.
Zdaniem aktywistki krytykowanie takich kobiet jest nie w porządku, ponieważ kobiety uciekające się do takiej formy zarobku są często osobami w trudnej sytuacji i szykanowanie ich z powodu wykonywanej przez nie pracy, nie powinno mieć miejsca.
Seksualnością kobiet sprzedaje się wszystko – od proszku do prania po samochody. Czy to jest ok? Nie, to jest beznadziejne. Ale w takim razie trzeba krytykować właścicieli, którzy na tym zarabiają, albo celebrytki, które seksownymi zdjęciami sprzedają kolejne szkodliwe diety – a nie pracownice seksualne, wśród których często są migrantki, osoby niezamożne czy te w trudnej sytuacji. Bo to nie one są winne. Winny jest przemysł i system, w którym ciała ludzi są podporządkowane zyskom - podkreśla Staśko.
Zgadzacie się z nią?