O Anna Zawadzkiej zrobiło się głośno po ostatnich demonstracjach przeciw zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. Działaczka LGBT demonstracyjnie wyszła z kościoła w czasie odczytywania listu biskupów. Przypomnijmy, że duchowni apelowali o zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej. Podobne akcje miały miejsce też w innych miastach. To jednak na działaczkę złożono doniesienie do prokuratury. Poseł Stanisław Pięta powołał się na artykuł 195 par. 1 Kodeksu karnego.
Kto złośliwie przeszkadza publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Zawadzkiej grożą dwa lata więzienia. W rozmowie z Pudelkiem zapowiada, że chce stanąć przed sądem. Planuje już, co będzie robić w więzieniu:
Chciałabym, żeby ta sprawa znalazła finał w sądzie. Jeżeli zostanę skazana, to grozi mi dwa lata więzienia, nie wybraniam się z tego, poniosę odpowiedzialność, jeśli sąd tak zdecyduje. Przewiduję, że będę tam pisała dzienniki, ten okres pomoże mi skupić się na tworzeniu. Kobietom pokażę, że jeżeli pozwolą sobie na posłuszeństwo, to inne nieposłuszne mogą znaleźć się w więzieniu. Obok mnie znajdą się tam wszystkie kobiety, które poroniły, a poronić można podnosząc ciężar, czy wszystkie kobiety które wykonały aborcję, bo było je stać na to, żeby jechać za granicę.
Przypomnijmy telewizyjny występ, którym ostatnio zasłynęła:Morozowski przerywa program z feministką i księdzem Sową! "Księża sieją nienawiść, a sami są genderem!"