W sobotę ulicami Warszawy przeszła coroczna Parada Równości. Na szczęście z roku na rok atmosfera wokół radosnego marszu powoli się zmienia: to nie, jak chce prawica, "marsz dziwaków", ale okazja do celebrowania wolności, przyjaźni i miłości. W tej zmianie mają też udział osoby publiczne, które wspierają społeczność LGBT. Na Paradzie nie mogło więc zabraknąć i gwiazd, które w skwarze dumnie maszerowały i tańczyły z tłumem.
Problem pojawił się jednak w przypadku Małgorzaty Rozenek. Celebrytka, która jest od kilku lat w topie polskich gwiazd i cieszy się gigantycznymi zasięgami w mediach społecznościowych, skrzętnie zrelacjonowała przygotowania do Parady. Poszła do modnego i drogiego salonu fryzjerko-kosmetycznego, w którym przeobrazili ją w "tęczowego anioła". Gosia wcisnęła się w kusą sukieneczkę, założyła różowe buty na platformie i... przeszła przez pasy. Tyle, jeśli chodzi o jej udział w Paradzie Równości.
Symptomatyczne było zwłaszcza to, że Rozenek wrzuciła do sieci aż trzy zdjęcia z pozowania na tle betonowej ściany, kilka relacji i film podsumowujący metamorfozę. Nie pokazała za to niczego z samego marszu, nie sfotografowała nawet pleców jakiegokolwiek uczestnika. Nie potrafiła nawet zrobić zdjęć tęczowym flagom, uradowanemu tłumowi. Po prostu spędziła kilka godzin na fotelu kosmetycznym, żeby zrobić sobie zdjęcie na przejściu dla pieszych i opatrzeć je wspaniałomyślnie hashtagiem "#loveislove". Fani mają dość takiego wsparcia na pokaz.
Chociaż jedno Pani zdjęcie z Parady chciałbym zobaczyć. Pani nie była na Paradzie, prawda? To tylko lans. Strasznie to przykre - napisał jeden z internautów na Instagramie, a inny odpisał: Odnoszę takie samo wrażenie, lans i tylko lans się liczy, czy za tym kostiumem stoi drugi człowiek? Wątpię.
Ktoś inny słusznie zauważył, że w Paradzie nie chodzi o to, kto ma lepszy kostium, a o to, żeby okazać solidarność swoją obecnością. Maszerować można w zwykłej koszulce: Tak a propos wszyscy się świetnie bawili bez spiny, "specjalnych" przygotowań... Normalnie poubierani w tęczowe motywy, bo tu nie chodziło o promocję własnej osoby - czytamy.
Póki co Małgorzata Rozenek nie odpowiedziała na jakikolwiek komentarz tego typu, chociaż musiała je widzieć, bo jest ich naprawdę sporo. W niedzielę rano już wylewała siódme poty na pilatesie, a w poniedziałek znów pochwaliła się, że wstaje o 5:00.
Myślicie, że ma na koncie więcej takich wydarzeń i siedzi cicho ze strachu, żeby się nie wydało?