Zbigniew Zamachowski nie przestaje zadziwiać. Gdy już wszyscy myśleliśmy, że po trzech nieudanych małżeństwach aktor da sobie spokój, z nieba gruchnęły informacje (jak dotąd wprawdzie niepotwierdzone) o planowanym ożenku z obecną partnerką, również aktorką, Gabrielą Muskałą. Ma chłopak tempo. Co ciekawe, "przeciek" w kolorowej prasie nałożył się w czasie z najnowszym postem Moniki Richardson - poprzedniej żony Zamachowskiego - na Instagramie. Dziennikarka pochyliła się w niej nad licznymi sercowymi porażkami. Trudno tu nie wywnioskować, że przynajmniej część z jej wpisu powstała z myślą o Zamachowskim.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Monika Richardson pisze o życiu w samotności. Wciąż liczy na miłość
Richardson zaczyna wpis stwierdzeniem, że nawet "polubiła swój status potrójnej rozwódki". Chwilę później przechodzi już jednak do obserwacji, że chwilami rozczarowania miłosne bolą, choć stara się nie odczuwać żalu. Wyraziła również podziw do wszystkich tych, którym "pisana jest samotność", jak również wyraziła ubolewanie nad faktem, że jak dotąd nie udało jej się przejść z etapu miłości romantycznej do bardziej poważnego i trwałego "porozumienia dusz". W komentarzach wywiązała się emocjonująca dyskusja.
Jedna z internautek zauważyła, że owo "powinowactwo dusz" to przypadek szalenie rzadki. Statystyki zdają się jednak nie zniechęcać Moniki.
To zawsze więcej niż zero szans. Prawda?
Kolejna internautka dość niezdarnie chciała chyba pocieszyć dziennikarkę, pisząc, że wystarczy przyzwyczaić się do samotności i już się człowiekowi odechciewa romansów.
No właśnie tego się trochę boję - odparła z lekką rezerwą Richardson, dodając do tego uśmiechającą się przez łzy emotikonę.
Przypomnijmy: Monika Richardson i jej syn Tomasz Malcolm GNAJĄ NA CZERWONYM przez centrum Warszawy z kartonem wina w bagażniku (ZDJĘCIA)
Kolejna użytkowniczka platformy podeszła do problemu bardziej analitycznie. Zaobserwowała u Moniki potrzebę "ratowania" swoich partnerów", co później kończy się, jak się kończy. Kobiety w rozmowie ustaliły, że owe ratowanie nie ogranicza się wyłącznie do partnerów, ale też często do całych rodzin, które wprowadzają razem ze sobą do relacji. Tutaj nie obyło się bez nieco bolesnych spostrzeżeń na temat braku wdzięczności.
Ratuję, a jakże. Są też inne problemy. Ale matką-opiekunką bywam często. (…) A te dzieci ratowane, zatrudniane przez przyjaciół, wożone po świecie, wspierane miesiącami, nie tylko finansowo, one cię najszybciej odsądzą od czci i wiary. Jakby im wstyd było, że tyle dla nich zrobiłaś. To w sumie smutne…
Myślicie, że Monika miała tu na myśli jakiś konkretny przypadek?