Choć dzisiaj trudno w tu uwierzyć, Kamil Durczok przez lata był czołowym polskim dziennikarzem politycznym i jedną z największych osobowości medialnych w naszym kraju. Głośne skandale i oskarżenia o molestowanie seksualne sprawiły jednak, że kariera Durczoka legła w gruzach. Dzieła zniszczenia dokonało zaś zatrzymanie dziennikarza po wypadku, jaki spowodował będąc pod wpływem alkoholu.
Przypomnijmy: Kamil D. spowodował wypadek samochodowy po spożyciu alkoholu: "Ledwo trzymał się na nogach"
Durczok, mimo problemów w życiu zawodowym i osobistym, pozostaje aktywny w mediach społecznościowych, które wykorzystuje do komentowania bieżącej sytuacji w kraju. Nic więc dziwnego, że ostatnie wydarzenia w 3. programie Polskiego Radia też skłoniły go do podzielenia się z internautami opinią na temat sytuacji publicznych mediów.
Miałem zaszczyt pracować tam w czasach, kiedy słowa "dziennikarz" i "dziennikarstwo" miały jeszcze sens. Teraz królują "media workers", i to dobre określenie na upadek tego zawodu. Program Trzeci Polskiego Radia. Przez ponad rok prowadziłem rozmowy polityczne w porannym Zapraszamy do Trójki. Więc to także moje radio. Dlatego zawracam Wam głowę kilkoma zdaniami komentarza do tego, co się tam zdarzyło - zaczął delikatnie Durczok. Upadliśmy. Wszyscy. Upadło dziennikarstwo, upadła polityka. Ale nigdy - NIGDY - nie uwierzyłbym, że znajdzie się idiota, zdolny zdjąć z listy przebojów kawałek o "Kaczorze Dyktatorze".
Miałem różnych szefów. Mądrzejszych, głupszych, miałem pajaca z PSL i mądralę z SLD. Nie zajmowali najwyższych stanowisk, byli lokowani na szczeblach dyrektorskich, w TAI. Piszę o tym, bo nie chcę, by Robert Kwiatkowski I Sławomir Zieliński pomyśleli, że o nich chodzi. Byli świetnymi szefami. Ci, którzy pracowali wtedy ze mną w TVP, wiedzą i kim piszę. Teraz to mniej ważne - kontynuował dziennikarz. Żaden z tych partyjnych kacyków, próbujących wtedy uprawiać czerwono-zieloną propagandę na antenach telewizji publicznej (tak, wtedy to była publiczna telewizja a nie goebelsowska szczekaczka) nie miałby szans na wywinięcie takiego numeru, jaki zdarzył się w Trójce. Jest czymś niebywałym, że w XXI wieku, w wolnym świecie, w kraju członkowski Unii Europejskiej, panuje regularna dyktatura połączona z cenzurą.
Durczok w ostrych słowach zaapelował do Polaków, którzy jego zdaniem dali się "przekupić" obietnicom i program społecznym rządzącej partii, tracąc jednocześnie "bezcenną" wolność:
Nie wiem, co jeszcze musi trafić do naszych zakutych łbów, żebyśmy zrozumieli, że za 500 złotych sprzedajemy się jak dziwki. Że żyjemy w dyktaturze. Że Kaczyński, złodziej demokracji, zabiera nam wolności i prawa, zapychając pyskujące dotąd gęby publiczną kasą. Jak głupi jesteśmy, pozwalając na zachowania w stylu komunistycznej Rumunii za czasów Caucescu. Jeśli się nie obudzimy, dyktatura półgłówków stanie się rzeczywistością, a zamiast wielu stacji radiowych będziemy mieli rządowe kołchoźniki. Szkoda miejsca na komentowanie tłumaczeń różnych funkcjonariuszy, ulokowanych w radiu na tym czy innym szczeblu. Ich gadanie urąga minimum inteligencji. Odejście Niedźwieckiego, faceta-symbolu, prawdziwej radiowej legendy, to jest coś o wymiarze więcej niż tragicznym. Tak się niszczy osobowości. Prawdziwych DZIENNIKARZY. A nie partyjnych pachołków w stylu pewnej pani i pewnego pana.
Zgadzacie się ze słowa Kamila Durczoka?