Po upragnionych wakacjach w Grecji i krótkim pobycie w Polsce, wymuszonym obowiązkami Barona na planie The Voice of Poland, w życiu Blanki Lipińskiej przyszedł czas na... kolejne wakacje. Spakowała więc walizki i ponownie wybrała się z ukochanym do luksusowego hotelu na Krecie, o którym zdążyła już nagrać przynajmniej kilkanaście odcinków swojego instastory.
I tym razem podekscytowani widokiem basenów i ciastek z kremem zakochani, za pośrednictwem mediów społecznościowych, raczą fanów szczegółami swojego rajskiego wypoczynku. Mogliśmy już podziwiać m.in. nieśmiały występ wokalny Blani oraz kolację złożoną z morskich przysmaków.
Niespodziewanie jednak sielankę pary zakłócił przykry incydent, do którego doszło z udziałem wypoczywających w sąsiedztwie pary celebrytów polskich turystów.
Zdarzyła się dzisiaj sytuacja bardzo niekomfortowa dla nas. Poszliśmy sobie z Alkiem na zjeżdżalnie wodne do siostrzanego hotelu za płotem. Była tam polska rodzina - pani koło pięćdziesiątki z córką nastolatką, która z ukrycia robiła nam zdjęcia - zaczęła smętnym tonem Blanka.
Pisarka przekonywała, że są inne sposoby na zdobycie upragnionych fotek z nią i z Baronem.
Do nas wystarczy podejść i poprosić. Nie trzeba robić zdjęć zza pleców, a kiedy my widzimy, że są nam robione, to chować telefon i palić głupa - stwierdziła. My jesteśmy ludźmi. My nie jesteśmy zwierzętami. I tak dzielimy się ogromną częścią naszego życia z wami i ufamy, że szanujecie to, kiedy my również mamy swój czas wolny. Właśnie po to, między innymi, jeździmy do takich hoteli jak ten. Dlatego na przyszłość taka ogromna prośba ode mnie i od Alka: wystarczy podejść i zapytać - dodała.
Rozumiecie jej zniecierpliwienie?