Nie od dziś wiadomo, że dla sporej części polskich celebrytów Instagram stanowi główne źródło utrzymania. Nie ma w tym nic dziwnego, życie ponad stan sporo kosztuje, a firmy same garną się, do pokazania swoich produktów na kontach znanych i lubianych. Nasze gwiazdy przeważnie starają się jednak przemycać promowane oferty w sposób dyskretny. Do celebryckiego kanonu przeszła już na przykład popularna fraza: "W wiadomościach pytacie, skąd mam xyz".
Anna Wendzikowska nie ma jednak czasu na takie ceregiele, szczególnie teraz, gdy po raz kolejny została osamotniona przez warszawskiego biznesmena Jana Bazyla. Inspirując się najwyraźniej maksymą "czas to pieniądz", w ostatni wtorek, w przerwie od pracy na planie TVN Fabuła celebrytka postanowiła zareklamować kilka różnych odcieni szminek oraz firmę odpowiadającą za sukienkę, którą miała na sobie.
Podczas gdy prezentacja pomadek w płynie mogła odbyć się w warunkach kameralnych, Wendzikowska postanowiła wypromować swoją sukienkę na tle gdańskiej panoramy. Świetnie nadawał się do tego balkon budynku, w którym akurat przebywała. Ania bez chwili wahania zrzuciła obuwie ze stóp i zaczęła hasać po metalowym tarasie, wdzięcznie wyginając się w kierunku obiektywu. Wendzikowska zakasała sukienkę tak wysoko, że fotografowi udało się nawet uchwycić na zdjęciu jej odsłonięte pośladki. Niespecjalnie musiało to Ani przeszkadzać, skoro postanowiła pochwalić się zdjęciem w sieci.
Na pokazaniu światu pupy ciężka praca celebrytki tego dnia jednak się nie skończyła. Po powrocie do domu Ania zaczęła reklamować na swoim profilu kolekcję "perfumetek" o podejrzanie znajomych nazwach, nad którymi jeszcze niedawno zachwycała się niejaka Deynn. Zaangażowana w promocję podróbek Wendzikowska zapewniła swoje fanki, że jeden "flakonik" kosztuje skromne 10 złotych.
Skusicie się, na którąś z promowanych przez Wendzikowską ofert?