15 lutego świat obiegła smutna wiadomość o śmierci brytyjskiej prowadzącej takich programów jak Love Island i X Factor - Caroline Flack. Po wstępnych oględzinach ustalono, że popularna na Wyspach osobowość telewizyjna popełniła samobójstwo. Oprócz działalności medialnej, Fleck cieszyła się sporą popularnością w prasie bulwarowej, głównie za sprawą jej burzliwego życia uczuciowego (w przeszłości spotykała się z Harrym Stylesem czy księciem Harrym).
Ostatnim "nabytkiem" celebrytki był o 13 lat młodszy tenisista Lewis Burton, którego w grudniu Flack rzekomo zaatakowała lampą i zdemolowała mu mieszkanie, podczas gdy poszkodowany spał. Choć kochankom udało się zakopać topór wojenny, Caroline musiała jednak stawić się w sądzie na rozprawie i odpowiedzieć za swój wybryk.
Co ciekawe, jeszcze w zeszły piątek Burton zamieścił na swoim Instagramie zdjęcie z Fleck, podpisując je: "Szczęśliwych Walentynek. Kocham cię". Natomiast 16 lutego zdruzgotany odniósł się już do tragicznych wieści, publikując na profilu instagramowym poruszający wpis dedykowany zmarłej ukochanej.
"Moje serce jest złamane, łączyło nas coś wyjątkowego. Nie mam słów, jak bardzo cierpię, bardzo za tobą tęsknię. Wiem, że czułaś się ze mną bezpiecznie, zawsze mówiłaś: "Nie myślę o niczym innym, kiedy jestem z tobą", a tym razem nie mogłem tam być. Ciągle pytałem i pytałem. Będę twoim głosem, kochanie. Obiecuję, że zadam wszystkie pytania, na które chciałaś uzyskać odpowiedzi. Będę się starał, abyś była dumna każdego dnia. Kocham cię z całego serca. W świecie, w którym możesz być kimkolwiek, bądź miły. Będę cię kochać na zawsze”.
Sprawa jest o tyle podejrzana, że Flack jest już trzecią gwiazdą randkowego show Love Island, która w ostatnich latach zmarła w tajemniczych okolicznościach. 32-letnia Sophie Gradon została znaleziona martwa w 2018, z kolei rok poźniej stracił życie 26-letni Mike Thalassitis.