Nieoczekiwanie bohaterami najgłośniejszej afery ostatnich dni okazali się Tomasz Iwan i jego partnerka, Karolina Woźniak. Para poinformowała za pośrednictwem social mediów, że padła ofiarą złodziei, którzy włamali się do ich willi i zuchwale ją splądrowali. Straty wycenia się na, bagatela, ponad milion złotych, a z posiadłości zniknęły niemal wszystkie drogocenne przedmioty w postaci zegarków, biżuterii i torebek. Złodzieje nie omieszkali też zabrać sporej ilości gotówki i choć monitoring zarejestrował ich obecność, ciężko wyrokować na ten moment, czy kiedykolwiek zostaną schwytani. Były sportowiec i jego ukochana pieczołowicie odnotowali straty na Instagramie, licząc, że jeśli drogie gadżety pojawią się w sprzedaży z drugiej ręki, zostaną rozpoznane, a to z kolei doprowadzi ich do złodziei. Wypada tylko życzyć powodzenia.
Internauci, choć początkowo zszokowani włamaniem do willi emerytowanego piłkarza, nie czekali długo z wskazywaniem palcem winowajców i bynajmniej nie chodziło im o bandę rabusiów. Pojawiły się głosy, że bogacze epatujący w sieci swoim majątkiem niejako sami zapraszają złodziei i choć nikt nie powie głośno, że to taką kradzież usprawiedliwia, to już jak najbardziej ją tłumaczy. Oczywiście, takie rozumowanie niesprawiedliwie przerzuca winę z kata na ofiarę - ludzie mogą chodzić obwieszeni złotem, a z ich kieszeni wystawać kilkusetzłotowe banknoty, a i tak nikt nie ma prawa po nie sięgnąć. Takie momenty, gdy bogaci są ograbiani ze swojego majątku, część osób traktuje poniekąd jako coś w rodzaju sprawiedliwości, niekoniecznie z rąk Robin Hooda. Z jednej strony lubimy oglądać ładne i drogie rzeczy, ale gdy celebryci nieustannie epatują nimi przed naszymi oczami i to jeszcze w czasach kryzysu, niewielu się nie uśmiechnie pod nosem, gdy ktoś im te fanty opędzluje. Być może to jakaś ułomność w naszej zbiorowej empatii, ale bogatym po prostu ciężko współczuć.
My winić Tomka i Karoliny nie zamierzamy, ale krótka lekcja z ochrony prywatności byłaby tutaj bardziej niż na miejscu. Relacjonowanie swojego życia w sieci niesie wiele zagrożeń, szczególnie jeśli odbywa się w czasie rzeczywistym - setki tysięcy ludzi dokładnie wiedzą, gdzie jesteś i co robisz, a to doskonała ściągawka dla złodziei, podsunięta im niemal pod nos. Chwalenie się drogimi zakupami, luksusowymi wnętrzami, często z dokładnym oznaczeniem lokalizacji… Być może jesteśmy tak przyzwyczajeni do korzystania z social mediów, że czasami o tym zapominamy, ale ilość wrażliwych danych i informacji, które często nieświadomie publikujemy, jest zatrważająca. "Mieszkam w ogromnej willi pod Warszawą, w mojej szafie jest kilkadziesiąt torebek wartych setki tysięcy złotych, a dziś bawię się poza domem, który stoi pusty" - to wszystko da się odczytać ze zdjęć i relacji w sieci. Na piśmie brzmi to groteskowo i nieodpowiedzialnie, prawda? Zachęcamy do większej ostrożności i nie tyczy się to jedynie celebrytów!
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
O kradzież, ale tożsamości, internauci podejrzewają Małgorzatę Rozenek-Majdan. Celebrytka nie ukrywa, że mocno dba o urodę, a mniej lub bardziej inwazyjne zabiegi upiększające nie są jej obce. Jeśli spojrzeć na jej najnowsze zdjęcia, to w ostatnim czasie zdecydowanie słowa klucze to "bardziej" i "obce", bo fani mają coraz większe problemy z rozpoznaniem telewizyjnej gwiazdy i w komentarzach zgadują raz po raz, kto stoi u boku dumnego Radosława. Opcji jest wiele, a Małgorzata Rozenek wydaje się momentami tą najmniej prawdopodobną. Wymieniane są jednym tchem Agnieszka Włodarczyk, Agnieszka Woźniak-Starak, Maja Sablewska, Magdalena Pieczonka, Natalia Siwiec… Konia z rzędem temu, kto dopasuje nazwiska do twarzy, gdy te wszystkie panie ustawią się kiedyś obok siebie do pamiątkowego zdjęcia. Na przykład na imprezie urodzinowej doktora Szczyta.
Jeszcze przed kilkoma laty temat operacji plastycznych był dla celebrytek drażliwy. Musieliśmy znosić absurdalne tłumaczenia znanych i lubianych, które zapewniały, że za zmianami na ich twarzy kryją się kremy, nowa dieta, a nawet… przeciąg w mieszkaniu. Normalizacja poddawania się takim przemianom sporo - słowo klucz - zmieniła i choć nadal nikt nie organizuje konferencji prasowej, na której opowiada szczegółowo o przebytych zabiegach, to też niespecjalnie ukrywa, że coś tam "robione" było. Rozenek zdecydowanie przoduje w konkurencji posiadania ogromnego dystansu do dyskusji o swoim wyglądzie - nie ucieka od niej, żartuje i przede wszystkim zdaje się być bardzo zadowolona z kolejnych metamorfoz. Wystarczy spojrzeć na jej coraz większy uśmiech. Mówi się też, że przepisem na sukces i długą karierę w show-biznesie jest ciągła ewolucja i proponowanie widzom czegoś nowego. W tym przypadku Małgosia może być o swoją karierę spokojna…
Spokojni nie są natomiast fani i bliscy Bianki Censori, która od czasu małżeństwa z Kanye Westem zadziwia swoimi stylizacjami, ale zamiast zachwytu, wzbudza niepokój. Początkowo można było przypuszczać, że nowa ukochana rapera po prostu lubi zwracać na siebie uwagę i jak każda jego partnerka, przeszła pod jego okiem modową metamorfozę. Jej kreacje mogły szokować i sugerować wątpliwe wyczucie stylu, ale przyzwyczajeni do wszech obecnej na czerwonych dywanach nagości, nie odstawały zbytnio od prekursorek tego typu trendu z Kim Kardashian na czele. Z czasem jednak zachowanie i wizerunek Bianki zaczęły budzić niesmak, a obecnie już szczerze martwić osoby z jej otoczenia.
Przypomnijmy, że chodzi tu o utalentowaną architektkę, która przed związkiem z Westem nie miała ekshibicjonistycznych zapędów i była świetną w swojej dziedzinie specjalistką. I o ile łatwo, często niesprawiedliwie, odbierać kobiecie podmiotowość i rzucać pochopnymi opiniami, bo decyduje się pokazać więcej ciała, o tyle w przypadku tej pary trudno zignorować tę wyraźnie zaburzoną dynamikę i świadomą fetyszyzację Censori rękami równie sławnego, co niestabilnego męża. Znajomi Bianki, przynajmniej wedle doniesień tabloidów, próbują wyrwać ją z mrocznego świata rapera, ale póki co, bez sukcesów.
Umartwianie się losem znanych i bogatych, o których życiu de facto niewiele wiemy, to mało nobliwa dyscyplina, ale z pozycji obserwatora ciężko nie zauważyć, że Kanye traktuję żonę jak rozebraną lalkę, z którą paraduje po mieście, wprawiając w zakłopotanie wszystkich patrzących. A ciężko nie patrzeć - możliwe, że to po prostu jego kink, a my go wszyscy najzwyczajniej podniecamy braniem udziału w tym porno-teatrzyku. Na to chyba już nie chcemy dawać swojego konsentu.