Anna Lewandowska od wielu lat uchodzi za guru zdrowego trybu życia, a za jej sukcesem mają stać niezliczone metamorfozy "zwykłych śmiertelników". Żona Roberta Lewandowskiego stopniowo budowała medialne imperium, z którego zyski uczyniły ją jedną z najbogatszych kobiet w kraju. Niestety w mijających dniach jej wizerunek został wyraźnie nadszarpnięty, a wszystko przez aferę z "otyłym kostiumem".
Kilka dni temu Anna Lewandowska znalazła się w ogniu krytyki po tym, jak zamieściła na swoim Instagramie dość osobliwe nagranie. Mogliśmy na nim zobaczyć, jak fit-trenerka tańczy w rytm muzyki Beyonce z doczepionym brzuchem i wielką pupą, co wzbudziło spore kontrowersje. Co prawda w obronie Lewej stanęło kilka znanych znajomych, jednak wiele wskazuje na to, że jej fani są nieco bardziej krytyczni wobec takiego ruchu.
Choć żona Roberta już przepraszała za kontrowersyjne nagranie, to oliwy do ognia dodała kolejna sytuacja, która miała miejsce w piątek. Maja Staśko ujawniła bowiem w mediach społecznościowych, że prawnicy Anny Lewandowskiej postanowiła wręczyć jej pismo, w którym zagroziła jej karą w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych. Podobny "wyraz sympatii" miała dostać modelka plus size, która również skrytykowała Lewą.
Wygląda jednak na to, że kolejna fala krytyki dała zespołowi fit-trenerki do myślenia, bo na szczęście wycofano się z tego pomysłu. Sama Ania postanowiła z kolei udostępnić serię Instastories, w którym kolejny raz komentuje zaistniałą sytuację. Twierdzi w nich, że nie miała złych intencji i jej celem nie było kogokolwiek oceniać. Nie odniosła się jednak do sprawy pozwów za krytykę.
Dzieci poszły spać, a ja mogę nadać kilka słów. Ostatnia sytuacja, która ma miejsce w moich social mediach. Kochani, kto mnie zna, nie od dziś, albo kto mnie zna od niedawna, może sprawdzić na moim profilu, że nigdy przenigdy nie miałam złych intencji. Nigdy przenigdy nie dodaję złych, negatywnych emocji. Nigdy przenigdy nie oceniam ludzi, a tym bardziej się z nich nie śmieję - broniła się Lewa.
W dalszej części "oświadczenia" żona Roberta postanowiła ponownie przeprosić wszystkich, których mógł urazić (i zapewne uraził) jej filmik.
Pracuję z kobietami i z ich problemami od wielu lat, to cała moja praca i tematy, które poruszam w moich social mediach. Chciałabym raz jeszcze przeprosić wszystkie osoby, które poczuły się dotknięte moim filmikiem. Nie to było moim zamiarem. Pisałem to też w moim poście, który wrzucę raz jeszcze. Nie dzielmy się, tylko się po prostu wspierajmy - zakończyła.
Myślicie, że krytycy z wizją parędziesięciu tysięcy złotych kary docenią jej skruchę?