Na początku roku Meghan Markle i książę Harry ogłosili, że "wypisują się" z brytyjskiej rodziny królewskiej. Jednym z głównych powodów takiej decyzji miał być fakt, że księżna czuła się "zaszczuta" przez media, a Harry "nie chciał dopuścić do podobnej sytuacji, jaka kiedyś spotkała jego matkę".
Aby odpocząć od natrętnych paparazzi, Meghan przeprowadziła się z Harrym do innego kłębowiska celebrytów - Los Angeles. Ponoć nadal marzy o karierze aktorskiej i współpracy z najlepszymi reżyserami. Jak dotąd udało jej się, dzięki mężowi, załatwić sobie fuchę u Disneya.
W środę Meghan postanowiła pochwalić się zdolnościami aktorskimi przy okazji urodzin swojego synka. Zamieściła w sieci kilkuminutowe nagranie, na którym pokazuje, jak czyta Archiemu bajkę. Bardzo się starała wczuwać w rolę, modulowała ton głosu i dostosowywała odpowiednią ekspresję. Niestety pomimo wszelkich starań Archie płakał i marudził w trakcie nagrania.
Pod filmem pojawiło się wiele głosów krytyki. Internauci pisali nawet, że widać, że chłopiec nie czuje się w tej sytuacji komfortowo, a matka nie powinna pokazywać go całemu światu w pieluszce.
W podobnym tonie nagranie skrytykowała znana amerykańska pisarka, Emily Giffin, która od lat interesuje się życiem brytyjskiej monarchii. Na Instagramie wytknęła księżnej hipokryzję.
Urocze dziecko i książka, ale chwila, "Ja muszę być na pierwszym planie". To Meghan Markle show. Dlaczego ona nie filmowała i nie pozwoliła Harry'emu czytać i dlaczego nawet na koniec nie znalazła chwili, żeby powiedzieć, że Archie powiedział słowo "tata"? Bo wtedy na sekundę uwaga skupiłaby się na Harrym. Na Boga, chcesz prywatności dla swojego dziecka, a publikujesz nagranie ze swoim synem bez spodni? - grzmiała pisarka.
W relacji na InstaStories Emily opublikowała też rozmowę ze znajomą, w której pisze, że Meghan wydaje się "mało matczyna", zirytowana tym, że Archie "nie współpracował", "jest fałszywa i kiepsko odgrywa rolę". Wpis Giffin jeszcze spotęgował falę krytyki pod adresem księżnej. Ostatecznie pisarka usunęła go, a na drugi dzień opublikowała post, w którym tłumaczy, że nie miała złych intencji.
Lubię obserwować życie celebrytów i analizować je z moimi czytelnikami. Codziennie publikuję dziesiątki historii na Instagramie w bardzo uczciwy sposób, tak jakbym zwierzała się bliskim znajomym. Ponadto od zawsze bardzo interesuje mnie monarchia brytyjska (...). Dla jasności, absolutnie podobało mi się, że Amerykanka wychodzi za mąż za członka brytyjskiej monarchii. Wydawało się to wspaniałe i wszyscy byli tacy szczęśliwi. Ich ślub był świętem również dla mnie. Co więcej, przerażały mnie wszelkie przejawy rasizmu wobec niej.
W ciągu ostatnich miesięcy zmieniły się moje odczucia zarówno wobec Harry'ego, jak i Meghan. Z głębi serca mogę jednak powiedzieć, że moja krytyka Meghan nigdy nie miała nic wspólnego z jej rasą... Widzę, że niektóre z moich postów mogły się wydawać złośliwe i mogą być interpretowane jako rasowe podteksty. To nie było moją intencją, ale rozumiem, że intencja, a wydźwięk to dwie różne rzeczy. Naprawdę przepraszam za ten negatywny wydźwięk - napisała skruszona Emily.
Pytanie tylko, czy faktycznie każdy, kto odważy się skrytykować zachowanie Meghan, musi się tłumaczyć, że nie jest rasistą?