Dobro zwierząt od zawsze leży nam na sercu. To właśnie dlatego wspieramy akcję Zerwijmy Łańcuchy. Zapoczątkowaliśmy również wideoserię Poznaj Mojego Psa, gdzie gwiazdy zachęcają do świadomej adopcji pupili. W przeszłości opisywaliśmy również skandaliczną obecność... żywej krowy na imprezie techno.Od tamtej pory, równie kiepskie pomysły nie przychodzą już do głowy nikomu w showbiznesowym światku.
Okazuje się jednak, że pod latarnią najciemniej. Internet obiegły bulwersujące nagrania, na których członek zarządu Związku Kynologicznego w Polsce - Zygmunt S. znęca się nad psami. Sprawa wywołuje złość tym bardziej, że S. od lat prowadzi w Częstochowie salon psiego fryzjerstwa, pracuje z behawiorystami i szkoli miłośników zwierząt. Zamieszczone w internecie filmy wyglądają jak upadek jego autorytetu.
Na drastycznych klipach widzimy jak S. podczas zabiegu szarpie, przygniata i rzuca zdezorientowanym zwierzakiem. Ciska nim po stole jak szmacianą lalką. Czarno-brązowego psa uderza otwartą dłonią w okolice oczu. Zaskoczone zwierzęta żałośnie wyją. "Zabiegi" obserwują bezczynnie ludzie przypominający pracowników. Całość wygląda na standardową procedurę częstochowskiego salonu.
Na stronie firmy pojawiło się oficjalne oświadczenie byłej żony S. Kobieta wyraźnie nie radzi sobie z reakcją rozsierdzonych internautów, którzy obejrzeli nagrania już ponad 18 tysięcy razy.
Dziesiątki smsów, nieodebranych połączeń telefonicznych, telefonów kierowanych na mój numer telefonu i poczucie zagrożenia życia naszej rodziny, utwierdziło mnie w przekonaniu, że winnam do Państwa skierować te słowa. Pojawienie się materiałów mocno wpłynęło na życie naszej rodziny i bezpieczeństwo najbliższych - pisze pani Violetta. Przyznaje, że niedawno rozstała się z sadystycznym kynologiem. Internauci, rozkręcając lincz, posługują się jej prywatnym adresem.
Informuję, że pół roku temu wraz z mężem Zygmuntem wspólnie podjęliśmy decyzję, aby życie nasze prowadzić osobno - wyznaje. Od ponad pół roku jestem z mężem w separacji i mieszkamy osobno. Tym bardziej boli fakt kolportażu w internecie ogólnodostępnego adresu, pod którym mieszkam sama z dziećmi - podkreśla. Adres ten nie jest siedzibą firmy Zygmunta S., ani nie jest jego miejscem zamieszkania.
Była partnerka S. wyjaśnia, dlaczego mimo rozstania, twarz jej byłego męża wciąż firmuje stronę salonu.
Strona jest moją własnością, projektem, w którym pokładam nadzieję i w który mocno się angażuję. Jednak jest to projekt niezależny, który na chwilę obecną nie ma nic wspólnego z osobą Zygmunta S. - przekonuje kobieta.