Na początku sierpnia do stale powiększającego się grona znanych mam dołączyła Zofia Zborowska. Celebrytka przez miesiące skrzętnie relacjonowała w sieci błogosławiony stan, a aktualnie pokazuje, jak za sprawą pojawienia się na świecie małej Nadziejki prezentuje się codzienność całej rodziny.
Zosia stara się nie przedstawiać życia świeżo upieczonej mamy jedynie w samych superlatywach i prezentując też "ciemne" strony macierzyństwa. W najnowszym Q&A odpowiedziała na kilka pytań dotyczących nowej rzeczywistości, z którą przyszło się jej zmierzyć, połogu oraz samego porodu.
Na pierwszy ogień zdradziła, co ją najbardziej przestraszyło/zaskoczyło. Okazuje się, że ze względu na zbyt "nadgorliwe" zszycie krocza Zborowska nie miała lekko...
Szwy na dole. Gdyby nie to, dźwignęłabym poród 50 razy łatwiej. A przez to za mocne zszycie (doktor chciał "za dobrze") miałam bardzo trudne dwa tygodnie - ujawniła, dodając, że gdyby miała cokolwiek zmienić w porodzie, to zadbałaby właśnie o krocze:
Na bank zrobiłabym wszystko, żeby chronić krocze.
Celebrytka zdradziła również co nieco o samym rozwiązaniu.
Urodziłam dwa tygodnie przed terminem i bardzo dobrze, bo młoda ważyła ponad cztery kilo, więc jakby sobie tam jeszcze posiedziała dwa tygodnie, to uhu - cieszy się mama Nadziei, kontynuując:
Poród naprawdę u mnie był spoko. I to, co mogę poradzić, to żeby się nie drzeć przy porodzie. Chodzi o to, że im bardziej się będziemy spinać przed skurczem, to to się bardziej wszystko kurczy i my się zamykamy, a chodzi o to, żeby to otworzyć (...) - zaapelowała do spodziewających się dziecka obserwatorek. Ja ani razu nie krzyknęłam, nie było w ogóle paniki w tym wszystkim. A i dostałam znieczulenie na dwie godziny. Ale 5 godzin przed znieczuleniem miałam turboskurcze. W sumie urodziłam w 8 godzin. Parcie miałam już bez znieczulenia, a parłam 30 minut - wraca wspomnieniami do wydania na świat pierworodnej.
34-latka odpowiedziała także na pytanie, czy jest tak, jak sobie wyobrażała:
Oj, nie wiem. Jestem cholernie szczęśliwa i zakochana po uszy, ale też bardzo zmęczona i przestraszona tym, jak teraz będzie wyglądać moje życie. Wiem jednak, że nadal szaleją mi hormony, więc nie przywiązuję się jakoś super do swoich myśli i staram się skupiać na miłości do tej małej istotki - czytamy.
Aktorka wyznała, że odkąd urodziła, straciła apetyt:
Jem, bo nie chcę stracić pokarmu, ale absolutnie nie mam na nic ochoty. Aha, i kwestię schudnięcia zostawiła sobie na potem. Jak pójdę do mojej doktor prowadzącej, jak skończę połóg, to się zważę i wtedy będę decydować co dalej.
Wśród pytań pojawiło się też takie odnośnie roli jej męża w opiece nad wspólną córką. Okazuje się, że Zborowska zajmuje się Nadzieją raczej sama.
Znaczy się, Andrzej jak jest pomiędzy treningami to mi pomaga. Chodzimy na spacer, przewija ją i jak nie ma treningów następnego dnia to w nocy przewija... Bardzo mi pomaga, natomiast generalnie sama się nią zajmuję, bo na razie nie wyobrażam sobie, żeby ją komuś oddać - wyznaje. Babcie i super niania są w pogotowiu, ale na razie w ogóle nie ma opcji. Może to się zmieni za parę tygodni... W sumie to bym chciała, żeby to się zmieniło.
Dobrze, że Zosia dzieli się szczegółami ze swojego życia za pośrednictwem mediów społecznościowych?
Przypominamy: Zofia Zborowska szczerze o urokach ciąży: "Rozstępy, absolutny brak mózgu, CELLULIT NA PIĘTACH, trądzik..." (FOTO)
Pudelek ma już własną grupę na Facebooku! Masz ciekawy donos? Dołącz do PUDELKOWEJ społeczności i podziel się nim!