Uroczystość Wszystkich Świętych i następujące tuż po nich Zaduszki są czasem wspomnień, refleksji nad wartością ludzkiego życia i pamięci o tych, którzy odeszli do wieczności. W tym nostalgicznym okresie odwiedzamy groby naszych najbliższych i powracamy myślami do wspólnie spędzonych z nimi chwil. To również czas, w którym przypominamy sobie sylwetki zmarłych osób znanych ze swych dokonań artystycznych, sportowych czy naukowych, które pomimo braku bezpośredniej znajomości, odegrały istotną rolę w naszych życiach.
Niewątpliwie jedną z takich postaci był Emilian Kamiński. 70-letni aktor zmarł 26 grudnia ub.r. w otoczeniu najbliższych w swoim domu w Józefowie. Dyrektor Teatru Kamienica miał za sobą ciężkie przejścia po kilkuletniej walce z chorobą płuc. Żona artysty, Justyna Sieńczyłło, opowiedziała w rozmowie z serwisem Plejada o tym, jak radził sobie w życiu codziennym po usłyszeniu dramatycznej diagnozy lekarskiej.
Lekarze dawali Emilianowi Kamińskiemu dwa miesiące życia
Niespełna rok po odejściu aktora Justyna Sieńczyłło podzieliła się wspomnieniami z ich wspólnego życia oraz osobistymi refleksjami na temat idola publiczności. Mimo dzielnego stawiania czoła obowiązkom związanym z prowadzeniem teatru, szczerze wyznała, że każdego dnia brakuje jej męża. Wspomniała, że w jej przypadku czas nie zagoił ran.
5 lat temu Emilian Kamiński znacząco podupadł na zdrowiu. Postanowił jak najszybciej sprawdzić, co mu dolega i jakie podjąć leczenie. Podczas wizyty w szpitalu dowiedział się, że wykryto u niego nowotwór płuc, który pozbawi go życia w ciągu kolejnych 2 miesięcy.
Przez długi czas Emilian nie mógł uwierzyć, że to go spotyka. Uważał, że to za wcześnie. Dbał o swoje zdrowie i myślał, że będzie żył sto lat. Emilian zachorował na raka płuc, nigdy nie wypalając ani jednego papierosa - wyznała Justyna Sieńczyłło.
Aktorka dodała, że specjaliści wskazywali jako przyczynę długoletni przewlekły stres, niestety najbardziej powszechną w naszych czasach chorobę cywilizacyjną. W przypadku jej męża wynikał on z ciężkich batalii o dalsze losy teatru i utrzymanie go na kulturalnej mapie Warszawy po tym, jak zarząd wspólnoty mieszkaniowej przy al. Solidarności domagał się eksmisji instytucji z części wynajmowanych pomieszczeń piwnicznych.
Mimo upływu wielu lat sprawa nadal nie została zakończona. Żona Emiliana Kamińskiego zapewniła, że będzie dalej walczyć o wymarzone miejsce swego ukochanego, nawet jeśli miałaby wydać majątek na wykup części nieruchomości.
Emilian Kamiński wolał nie obarczać innych swoją chorobą
Aktorska para walczyła do samego końca, rozpaczliwie poszukując alternatywnych metod leczenia nowotworu płuc. Niestety, mężczyzna nie został zakwalifikowany do eksperymentalnego programu. Wszelkie przeciwności losu nie stanęły na drodze Emiliana Kamińskiego do spełniania swoich artystycznych marzeń.
Nie chciał nikogo martwić. Nie chciał, by ktoś się nad nim użalał i litował. On był twardym człowiekiem. Nawet jak mdlał podczas prób, mówił, że to z przemęczenia. Przed spektaklami ustawiał sobie w garderobie oddech i grał jak gdyby nigdy nic. Nikt nie podejrzewał, że mierzy się z tak straszną chorobą. (...) Po zejściu ze sceny padał jak zbity pies, ale wiedziała o tym tylko najbliższa garderobiana - opowiedziała na łamach Plejady jego żona.
Sieńczyłło dodała, że aktor pracował intensywnie niemal do ostatnich dni życia. Zdążył jeszcze nagrać niemal wszystkie sceny do czwartej części kultowej serii "U Pana Boga...". Produkcja i serial z jego udziałem pojawią się na kinowych i szklanych ekranach prawdopodobnie w przyszłym roku. Będzie to ostatnia rola w karierze Emiliana Kamińskiego.