Tomasz Kalita, były rzecznik SLD zmarł w styczniu tego roku po rocznej walce ze złośliwym nowotworem mózgu. 37-letni polityk znany był przede wszystkim z zaangażowania w walkę o dostęp do medycznej marihuany. Przypomnijmy: Chory polityk walczy o medyczną marihuanę: "Państwo skazuje mnie, abym szukał po Warszawie dilerów"
Nawet śmierć Kality nie wpłynęła na przyspieszenie prac na projektem. Jego żona, Anna Kalita, nie kryje rozgoryczenia. W rozmowie z Dzień Dobry TVN opowiedziała o walce swojego męża z chorobą.
Tomek kochał media, był zwierzęciem politycznym. Kiedy zachorował na raka, przyjeżdżały kamery, to dodało mu skrzydeł. Przeżywał chorobę w sposób niesamowity, nigdy nie pytał, dlaczego go to spotkało. Nie było momentu rozpaczy. Miałam szczęście spędzić z nim kilka lat swojego życia. Powiedziałam mu jak umierał, że będę zawsze nosić jego nazwisko. Jest testament Tomasza Kality. Sensem jego życia stała się walka o medyczną marihuanę. To absurd. Sam prezydent nam powiedział, że dlaczego w ogóle o tym rozmawiamy.
Rozmowy z prezydentem również nie przyniosły skutków. Polityk zmarł jako morfinista, ten środek jest w Polsce legalny. Anna Kalita zwraca uwagę na to, że działanie morfiny jest znacznie silniejsze niż skutki uboczne zażywania medycznej marihuany.
Tomek umarł jako morfinista. Lekarze mi powiedzieli, że jeśli będziemy podawać morfinę cały czas, to nie będziemy mogli ze sobą rozmawiać. Potem guzy były już w całej głowie, nie mógł mówić. Umieraliśmy 12 dni. Walczył o medyczną marihuanę podłączony do morfiny, a przecież marihuana jest lżejszym narkotykiem niż morfina. Jeśli ktoś mówi, że sprawa medycznej marihuany jest załatwiana, to kłamie. Ustawę hazardową przeprowadzono w jeden dzień, Tomek zdążył umrzeć, a to ciągle nie jest legalne, więc nie róbmy sobie jaj.
Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news