Daniel Olbrychski po tym, jak został przyłapany na jeździe samochodem po wpływem alkoholu, robi wszystko, żeby "ocieplić wizerunek". Z pomocą przyszedł mu oczywiście TVN, robiąc z niego gwiazdę ostatnich dni. Za wszelką cenę stara się przekonać Polaków, jak wstydzi się swojej "pewności za kierownicą" i przekonania, że "wino, które wypił do kolacji, powinno wyparować z organizmu do rana". Pochwalił się też, że kupił już alkomat.
Nie wolno mi było wsiadać do samochodu, nawet na 2 kilometry polną drogą. Byłem przekonany że po 8 godzinach snu nic już nie było. Chwała Bogu że nie było wypadku. Przez 40 lat, nie miałem żadnego wypadku na 2 miliony kilometrów - tłumaczył w Dzień Dobry TVN. Już kupiliśmy alkomat.
Żona Olbrychskiego, która towarzyszy mu w tych wizytach, przyjmuje jednak nieco bardziej ostry ton. Nie widzi właściwie problemu w tym, że mąż jechał pijany. Skupia się głównie na tym, jak "niesprawiedliwe", że takie informacje rozchodzą się w sieci i znane osoby, promowane na autorytety, są piętnowane za jazdę po alkoholu. Zasugerowała też, że tak naprawdę nic się nie stało, bo Daniel przecież nikogo nie zabił... Dodała, że Olbrychski właściwie zawsze rozcieńcza alkohole, więc zdziwiło ją to, kiedy alkomat pokazał 0,9 promila.
Nikt w to może nie uwierzyć, to wiedzą przyjaciele i ja, że Daniel nawet koniak Hennessy rozcieńcza sokiem pomarańczowym, bo po prostu nie pije ostrych alkoholi, bo ich nie lubi. Uwielbia wino w dużych ilościach, czasem jakieś nalewki.
Wierzycie im w to, że pił naprawdę "do kolacji", a nie "od rana do kolacji"?
Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news