Emerytury gwiazd to jeden z tematów, którzy budzi w mediach sporo emocji. Nie da się ukryć, że spora część rodzimych celebrytów miałaby problem z wyżyciem z samego świadczenia z ZUS, co niektórzy z nich postanowili głośno i wyraźnie wykrzyczeć całemu światu na łamach prasy. Tych, którzy żalą się na wysokość własnej emerytury, w dobie kryzysu nie brakowało.
Celebryci narzekają na głodowe emerytury. "Nawet łódki nie zatankuję za te pieniądze"
Niskie świadczenia emerytalne wśród gwiazd były już powodem niejednej medialnej burzy. Wszyscy zapewne wciąż pamiętamy, jak u szczytu pandemii Maryla Rodowicz ubolewała, że "jest pod kreską" i po zawieszeniu koncertów nie ma za co żyć. Nie może bowiem liczyć na zyski z tantiem i zarobi tylko tyle, ile sama wyśpiewa, a na godną wypłatę od ZUS ponoć nie ma co liczyć.
Cóż mogę powiedzieć? Mam niską emeryturę. Kiedyś to w ogóle nie był temat i dlatego te składki były niskie - mówiła królowa polskiej sceny w "Super Expressie".
Jeszcze przed pandemicznym kryzysem na wysokość emerytury narzekał też Sławomir Świerzyński, któremu wyliczono zawrotne 386 złotych świadczenia. Żalił się potem, że własna żona śmieje się z tego, że za tak śmieszną kwotę to on nawet łódki nie zatankuje.
Dostałem pisemko, w którym ZUS po 37 latach płacenia wymaganych stawek gwarantuje mi 386 złotych emerytury. Nie mogłem w to uwierzyć. Moja żona się śmiała, że nawet łódki nie zatankuję za te pieniądze, nie mówiąc już o samochodzie. Według ustawy jeśli nie osiągam 700 złotych, to i tak je dostanę, co nie zmienia faktu, że państwo robi sobie z nas żarty - grzmiał.
Przypomnijmy: Sławomir Świerzyński ZAŁAMANY emeryturą. Podał kwotę, jaką mu wyliczono: "Nie mogłem w to uwierzyć"
Podobnych przypadków jest oczywiście więcej, a znani i lubiani pozostają głusi na subtelne prośby internautów, aby przestali żalić się na swój los i porównywać do ludzi, którzy ciężko pracują i nigdy nie wiedzieli pieniędzy, jakie ci zgarniali za role czy występy na scenie.
Zygmunt Chajzer o celebryckim lamencie w sprawie emerytur. Postawił sprawę jasno
Teraz głos w sprawie głodowych świadczeń celebrytów zabrał Zygmunt Chajzer, który sam też jest już emerytem. W porównaniu do rozżalonych znajomych z branży on nie rozumie, dlaczego artyści nie pomyśleli wcześniej o jesieni życia i nie zabezpieczyli się finansowo na stare lata. Nie ukrywa, że przyjmuje ich pretensje ze sporym zdziwieniem.
Ja nie bardzo wiem, skąd te pretensje. Uważam, że artystów nie bardzo interesował temat emerytur. Nikt o tym chyba specjalnie nie myślał. Zarabiało się dużo, fajnie się zarabiało, było ok i wydawało się, że tak będzie już zawsze. A przychodzi moment, że powoli schodzi się ze sceny i trzeba żyć z emerytury, a płaciło się minimalne składki albo wcale się ich nie płaciło, bo takie były czasy - mówi w rozmowie z "Wprost".
Sam przy tym nie narzeka, bo na emeryturę, choć ponoć nie najwyższą, odkładał sumiennie wiele lat.
Ja przez dwadzieścia kilka lat, prawie trzydzieści, pracowałem na etacie w Polskim Radiu i od każdej zarobionej złotóweczki - to nie były jakieś kolosalne kwoty, ale zupełnie przyzwoite, bo byłem kierownikiem redakcji - płaciłem składki emerytalne. Tej emerytury nie mam jakiejś horrendalnie wysokiej... - tłumaczy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zygmunt Chajzer o "emeryturze Maryli Rodowicz". Ma dla znanych osób cenną radę
Dziennikarka "Wprost" zapytała go więc, czy świadczenie, które otrzymuje, nie jest tzw. "emeryturą Maryli Rodowicz". Zygmunt potwierdza, że nie dzieli losu z ikoną polskiej sceny, ale nic przecież nie dzieje się bez przyczyny.
Ale nie jest to emerytura Maryli Rodowicz? - zapytała dziennikarka.
Nie jest. A artyści i aktorzy, mam wrażenie, do tej pory nie zorientowali się, jak działa ten mechanizm. "No przecież pracowałem" - mówią, no tak, a co z odprowadzaniem składek? - pyta wymownie.
Jednocześnie Chajzer daje znanym osobistościom radę, aby pomyśleć o emeryturze wcześniej, bo to mimo wszystko pewne źródło dochodu na stare lata, a inflacja i "nie zawsze udane inwestycje" bywają problematyczne. Zauważa też, że celebryci rzadko myślą o starości, a mogliby przecież sami też coś odłożyć z pokaźnych zarobków.
Z drugiej strony myślę, że jeśli ktoś kombinował sobie w ten sposób, że składek nie odprowadza, ale świetnie zarabia, więc stwierdził, że uzbiera sobie górkę i to mu wystarczy do końca życia i jeszcze trochę zostanie, to nie zawsze tak jest, bo inflacja, nie zawsze udane inwestycje – jednak różnie bywa. A emerytura jest takim dosyć pewnym źródłem dochodu i na stare lata bardzo się przydaje - podsumowuje.
Myślicie, że znani znajomi przyjmą jego słowa ze zrozumieniem?