Od ponad trzech tygodni mieszkańcy niepodległej Ukrainy próbują odpierać i chronić się przed agresją wojsk rosyjskich. Miliony osób decyduje się na pozostawienie za sobą dobytku życia, aby uciekać z ogarniętego wojną kraju i znaleźć bezpieczny azyl poza jego granicami. Ogromne grupy uchodźców trafiają do Polski, gdzie otrzymują pomoc od stojących na granicy wolontariuszy oraz schronienia w mieszkaniach udostępnianych przez Polaków.
Miejsca tymczasowego pobytu uchodźcom zaoferowały m.in. Julia Kamińska, Anna Lewandowska czy Maja Bohosiewicz. Do grona spieszących ze wsparciem celebrytów dołączył także Zygmunt Chajzer, który oddał do użytku swoje mieszkanie, przyjmując pod dach dwie matki oraz trójkę dzieci. O drodze do Polski, którą pokonać musiała pięcioosobowa rodzina, dziennikarz opowiedział w rozmowie z magazynem Party.
Chajzer wspominał o dramatycznej trasie z ukraińskiego miasta Iwano Frankowska, skąd przyjęta przez niego rodzina chciała dostać się do Polski:
Po półtorej godziny jazdy pociąg zatrzymał się w szczerym polu. Nie wiadomo dlaczego. Uchodźcy, głównie kobiety i dzieci, czekali wiele godzin w zimnie. Zaczęło brakować wody. Na szczęście niedaleko była wioska. Mieszkańcy przynieśli ciepłe jedzenie, a jej władze zorganizowały zastępczy autobus, do którego wsiadły tylko matki z dziećmi. Autobus zatrzymał się kilka kilometrów przed granicą. Dalej trzeba było iść pieszo - opowiadał o napotkanych przez kobiety przeszkodach.
Prezenter wspomniał o zaangażowaniu swojego syna Filipa oraz jego partnerki w pomoc uchodźczyniom - uciekające kobiety z dziećmi są krewnymi jego przyjaciółki, pani Luby:
Mamy musiały nieść dzieci na rękach. Ale na granicy była osobna kolejka tylko dla matek z dziećmi i przesuwała się szybko. Po drugiej stronie czekali już Filip ze swoją partnerką Gosią, którzy przywieźli rodzinę do Warszawy. Pierwszą noc dziewczyny przespały w kawalerce pani Luby. Następnego dnia przeniosły się do mojej, którą mam niedaleko pracy. Tam wreszcie mogły odpocząć - kontynuował i dodał, że słowa jednej z małych dziewczynek wprawiły go w osłupienie:
Wstrząsnęło mną to, co usłyszałem od jednej z mam. Najmłodsza dziewczynka, która zresztą w podróży zachorowała na zapalenie oskrzeli, zapytała ją rano: "Mamo, dlaczego nie ma syren?" Głośne wycie alarmów przeciwbombowych tak utkwiło jej w pamięci…
Chajzer poświęcił również parę słów na pochwalenie swoich rodaków, którzy w obliczu tragicznej sytuacji potrafili się zmobilizować i okazać wsparcie potrzebującym:
To zależy, jak długo potrwa wojna. Wszyscy mamy nadzieję, że krótko, ale to wróżenie z fusów. My, Polacy, świetnie się sprawdzamy w sytuacjach wyjątkowych. Od razu jest zryw i jesteśmy gotowi do działania. Ale teraz trzeba już myśleć długofalowo - podkreślił.