Choć dla większości rewolucja w Telewizji Polskiej po zmianie rządów zdaje się być czymś nieuniknionym, politycy Prawa i Sprawiedliwości starają się przekonywać, że to zamach ekipy Donalda Tuska na media. Byli rządzący i ich poplecznicy nie chcą oddać władzy i nie uznają decyzji swoich następców. We wtorek w związku z tym Michał Adamczyk, jak gdyby nigdy nic, został powołany przez Radę Mediów Narodowych na nowego prezesa TVP.
Przy okazji przyjrzano się także zarobkom dziennikarza. Z ustaleń Dariusza Jońskiego wynika, że Michał Adamczyk jako dyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej od końca kwietnia otrzymał około 372 tysiące złotych brutto. Do tego doliczyć trzeba około milion 127 tysięcy złotych (wraz z podatkiem VAT) z tytułu realizowania umów cywilnoprawnych. Razem daje to nieco ponad 1,5 miliona złotych brutto.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Michał Adamczyk miga się od płacenia wyższych alimentów na córkę. Była żona zabrała głos
Jak się okazuje, imponujące wynagrodzenia nie idzie u prezentera w parze z chęcią łożenia na dziecko. Była żona mężczyzny już kilka miesięcy temu żaliła się, że mimo coraz wyższych zarobków Adamczyk nie kwapi się, by płacić wyższe alimenty.
Michał Adamczyk, zarabiając 60 tysięcy złotych miesięcznie, płacił na córkę 1200 złotych alimentów. Ja zarabiam 6 tysięcy na rękę, a nie 60 tysięcy. Nas różni jedno zero - mówiła wówczas "Faktowi".
W zeszłym miesiącu udzieliła tabloidowi kolejnego wywiadu, opowiadając szczegółowo, jak wyglądała sytuacja z alimentami.
W telewizji zarabiał coraz więcej, ale kwoty alimentów nie zwiększał. Mój prawnik wystąpił o podwyższenie alimentów. Ustalił je sąd. Podniesiono je do 1500 zł. To było pierwsze podwyższenie. Sąd bazował na jego PIT-ach, w których wówczas wykazał 50 tysięcy złotych zarobków miesięcznie z Telewizji Polskiej, a mimo to alimenty podwyższył o 300 złotych.
Ujawniła też, że wrześniowa rozprawa o podwyższenie alimentów, niestety, się nie odbyła.
We wrześniu tego roku miała odbyć się rozprawa dotycząca podwyższenia alimentów. Ale mój były mąż przedstawił zwolnienie lekarskie i się na niej nie pojawił. W poniedziałek jeszcze był na wizji, a dwa dni później przedstawił L4.
Następny termin sąd wyznaczył na luty przyszłego roku. Agnieszka Piechurska ma jednak pewną teorię - spodziewa się, że ojciec jej 16-letniej córki będzie starał się przeciągać sprawę.
To dość odległy termin, więc czekamy, natomiast po ostatniej rozmowie Michała z córką można się spodziewać, jaką obrał linię obrony albo raczej sposób na przetrwanie tej sprawy. Poinformował córkę, żeby się liczyła z tym, że ten proces będzie się ciągnął i ciągnął, aż ona wejdzie w dorosłość. Nasza córka skończy w maju 17 lat, czyli mamy rok z kawałkiem do jej pełnoletności. Jego strategia prawdopodobnie będzie taka, że nie będzie stawiał się na te rozprawy - przewiduje.
Kobieta wspomniała też o ugodzie rodzicielskiej, jaką były mąż zgodził się podpisać. Michał miał przekazywać pociesze cztery tysiące złotych, lecz niedługo później stwierdził ponoć, że "to są koszty mocno zawyżone jak na potrzeby córki".
Podkreślił też, że będą to cztery tysiące pod warunkiem, że utrzyma dotychczasową pracę w TVP, czyli w domyśle, że wygra PiS. To była ugoda z września, jeszcze przed wyborami. Zapisał w niej, że w momencie, kiedy straci pracę, to ugoda przestaje obowiązywać i przystępujemy do renegocjacji warunków zapisu ugody, bo jego warunki finansowe znacząco się pogorszą - zdradziła Piechurska.
Instagramerka uderza w Michała Adamczyka. Mocne słowa
Postępowanie Adamczyka zwróciło uwagę Olgi Legosz znanej w sieci jako Nomadmum8. W czwartek twórczyni internetowa opublikowała pismo z zarobkami prezentera, pod którym podzieliła się swoimi spostrzeżeniami.
Michał Adamczyk - zarobki 150 tysięcy miesięcznie. I od razu wiadomo, o co chodzi w tej obronie stołków. Zawsze mówię, że wynagrodzenia powinny być jawne, bo to dużo tłumaczy - pisze.
W kolejnym InstaStories opublikowała "screen" jednej z wypowiedzi Piechurskiej i dodała od siebie:
Wiem, że alimenty to wynik wydatków i poziomu życia. Zastanawiam się jednak, jak można zarabiać 150 tysięcy i kłócić się w sądzie o 300 złotych podwyżki na pokrycie wydatków 16-letniej córki. To już sprawia, sory, że gość jest śmieciem - nie gryzie się w język.
Na koniec Legosz wskazuje, co jest "problemem" w stawkach pracowników telewizji publicznej.
Jeżeli coś jest dwu czy trzykrotnością stawki rynkowej, to jest zawyżone. (...) TVP potrzebuje dotacji państwa, jest zadłużona, więc wypłata nierynkowych stawek to działanie na jej szkodę.
Ma rację?