Oto NAJWIĘKSZE TELEWIZYJNE WPADKI 2021 roku! Dykiel w "Dzień dobry TVN", córka Lewandowskiego przerywa wywiad, kompromitacja Moro... (ZDJĘCIA)
Rok 2021 zdecydowanie obfitował w telewizyjne wpadki, które były szeroko komentowane w sieci. Wystarczy tylko wspomnieć popisy Bożeny Dykiel w "Dzień dobry TVN", szeroką wiedzę Izabelli Krzan o pingwinach w "Pytaniu na śniadanie" czy nawet "aferę spodniową" Piotra Wawrzyka.
Wpadki na szklanym ekranie nie są w zasadzie niczym nowym, jednak zawsze budzą spore emocje wśród widzów. Przejęzyczenia, nieoczekiwane zwroty akcji czy po prostu zwyczajne pomyłki to zresztą to, co nas szokuje czy bawi na co dzień, dlatego, mimo że dziennikarze i ich goście za wszelką cenę się ich wystrzegają, to niekiedy to właśnie one nadają telewizji tak potrzebnego kolorytu.
Rok 2021 jak zawsze obfitował w niezręczności na ekranie, które generowały na Pudelku tysiące komentarzy. Tak było m.in. w przypadku osobliwej wizyty Bożeny Dykiel w "Dzień dobry TVN", dość kłopotliwej przemowy Anny Lewandowskiej podczas Gali Mistrzów Sportu czy występu Joanny Moro w Sopocie, który potem przypisano "tancerce symulującej śpiewanie". Dziennikarz "Panoramy" z kolei negował Kopernika, a wiceminister MSZ Piotr Wawrzyk "dyskretnie" pozbywał się spodni z fotela podczas wejścia na żywo.
Czasem bywało też tak, że to, co najbardziej kontrowersyjne, działo się poza szklanym ekranem, lecz było z nim nierozerwalne związane. Tak było w przypadku słynnej już wpadki Jana Klimenta po finale "Tańca z gwiazdami" czy braku rozwagi Roberta Janowskiego, który przypadkiem zdradził, kto wygra 15. edycję programu "Twoja twarz brzmi znajomo".
Zobaczcie, jak wyglądały największe telewizyjne wpadki ostatnich miesięcy. Macie swoją ulubioną?
Pamiętny występ Bożeny Dykiel w "Dzień dobry TVN" to chyba najgłośniejsza telewizyjna wpadka roku. Na kanapie śniadaniówki aktorka nagle zupełnie zmieniła ton rozmowy i zaczęła przekonywać, że depresja wynika z niedoboru litu, a światem "rządzą bogacze, którzy nas lockdownują".
"Ja bym to określiła tak: ostatnie dwa lata to jest walka świata z ludźmi - z bogaczami, którzy chcą nami rządzić. Takie jest moje przeświadczenie, bo jeżeli nas się zastrasza i jeżeli ciągle nas się lockdownuje, prawda, i nie pozwala się spotykać... (...) Ta pandemia dla nas jest jakimś obozem" - głosiła na antenie.
Kiedy wydawało się, że gorzej być nie może, na koniec Dykiel wyciągnęła jeszcze "cudowne okulary", które miały pomagać jej się uspokoić po naciśnięciu jednego guzika. Trudno się dziwić, że stacja momentalnie odcięła się od słów aktorki, a nagranie z jej "popisu" nie udostępniono na stronie TVN-u ani w serwisie VOD.
Pod koniec października byliśmy świadkami kolejnego finału "Tańca z gwiazdami", którego zwycięzcami okazali się tym razem Piotr Mróz i Hanna Żudziewicz. Z przegraną na ostatniej prostej musieli się pogodzić Kajra i Rafał Maserak, którym najwyraźniej mocno kibicował Jan Kliment. Gdy program dobiegał końca, a na profilu programu zaczął się live z uczestnikami, dało się słyszeć, jak tancerz czule pozdrowił tych wygranych...
"Ch*j im w dupę. No, ja pie*dolę" - rzucił, co wyraźnie rozbawiło żonę Sławomira.
Nieco mniej do śmiechu było chyba zwycięskiej parze, z której przeprosiny usłyszała zresztą tylko tancerka. Mróz wyznał potem w jednym z wywiadów, że Kliment nigdy się z nim nie skontaktował i kazał jedynie Hani "przekazać" mu, że w sumie to słabo wyszło. Sam Janek natomiast był potem obiektem żartów nawet wśród prowadzących i jurorów podczas odcinków "Mam Talent!" na żywo, które miały miejsce już po aferze.
Na początku listopada hitem Twittera stał się wywiad Piotra Wawrzyka z radiową "Jedynką". Nie chodzi jednak o to, co mówił, lecz o to, że najwyraźniej zapomniał zdjąć z krzesła spodni, zanim połączył się ze studiem na żywo. Dalej niestety było tylko gorzej, bo usiłował pozbyć się z widoku kłopotliwego elementu garderoby, który wyraźnie stawiał opór. Na twarzy polityka z kolei coraz mocniej malowało się poirytowanie...
Za sprawą tej wpadki polityk miał swoje wstydliwe pięć minut w mediach społecznościowych, a także w "Szkle kontaktowym", gdzie bezlitośnie go wyśmiano. Zauważono jednak, że gdyby nie zareagował tak nerwowo, sprawa zapewne rozeszłaby się po kościach.
Pan wiceminister publicznie ściągnął spodnie - drwił dziennikarz, na co drugi odpowiedział: To jest odwaga, swoją drogą. Zna pan wielu ministrów czy wiceministrów, którzy publicznie ściągnęli spodnie?
Pod koniec sierpnia szerokim echem odbił się występ Joanny Moro w Sopocie, gdzie zaprezentowała dość "osobliwą" wersję hitu "La Plage De Saint Tropez" grupy Army of Lovers. Fakt, że śpiewała tego dnia z playbacku, zapewne nie wzbudziłby żadnych emocji, gdyby nie to, że w trakcie powtórek z występów... puszczono wersję z oryginalnym wokalem. Niektórym śni się to do dziś...
Nie musimy chyba tłumaczyć, że celebrytka mocno odchorowała tę kompromitację. Dziwi natomiast tłumaczenie jednego z pracowników TVP, który twierdził, że tragiczny wokal nie należy do Joanny, lecz do "tancerki symulującej śpiewanie". Publiczny nadawca prezentował z kolei "prawdziwą" wersję występu, co stało się obiektem drwin. Ostatecznie Moro chyba po prostu się poddała, bo sama w końcu wydała oświadczenie.
Błąd jest rzeczą ludzką. Człowiek, który nie popełnia błędów, zwykle nie robi nic - tłumaczyła się po fakcie.
Wydawałoby się, że widzowie są już przyzwyczajeni do zaskakujących twierdzeń, które płyną z programów TVP. W lipcu okazało się, że dziennikarze stacji mają jeszcze niejednego asa w rękawie. W popołudniowym wydaniu "Panoramy" prowadzący Karol Gnat chciał pożegnać widzów w wymyślny sposób, tak więc spontanicznie nawiązał do kosmosu. Niestety problem w tym, że siląc się na anegdotę, zaprzeczył teorii samego Mikołaja Kopernika...
"A kiedy Słońce ponownie okrąży Ziemię i zatrzyma się niemal w tym samym punkcie, w telewizyjnej Dwójce usłyszą państwo znowu dźwięk "Panoramy"" - mówił z uśmiechem po reportażu na temat Jeffa Bezosa i Richarda Bransona.
Nie trzeba chyba tłumaczyć, że komentarze internautów były miażdżące, a rażąca niewiedza dziennikarza (i najwyraźniej zwolennika obalonej w XVI wieku teorii geocentrycznej) spotkała się z gigantyczną krytyką.
"Pytanie na śniadanie" słynie z tego, że gości czasem u siebie nie tylko miłośników zwierząt, lecz także ich czworonogów. Zazwyczaj ich wizyty przebiegają sympatycznie i sprawnie, jednak wszyscy chyba wiemy, że pupile bywają niesforni. W przeszłości przekonała się o tym m.in. Katarzyna Cichopek, którą pies obsikał przed kamerami.
Nieco inny problem miał Tomasz Kammel, który gościł w programie właścicielkę dwóch psów rasy chihuahua. Szybko zrobiło się dość niezręcznie, bo pupil imieniem Mrówka załatwił swoją potrzebę na tamtejszym dywanie na oczach widzów, nie pesząc się najwyraźniej wielotysięczną widownią. Potem było tylko gorzej, bo psiak zaczął zjadać własne odchody, wywołując spore poruszenie...
"Porozmawiamy o tym później, co tu zrobiłaś" - groził po fakcie Tomek nieco zagubionemu zwierzęciu.
Fake newsy przez wielu nazywane są zmorą naszej generacji. Co jednak gdy na fałszywe wieści z sieci da się nabrać dziennikarz sportowy? Przekonał się o tym Mateusz Borek, który w trakcie komentowania meczu Anglia - Niemcy w ramach Euro 2020 zdradził widzom, że David Beckham wkrótce zostanie dziadkiem. Problem w tym, że Nicola Peltz wcale nie była w ciąży, a dziennikarz najwyraźniej nie zdążył porządnie zrobić researchu, za co potem przeprosił.
"Przepraszam, że zrobiłem Davida Beckhama już prawie dziadkiem. To nieprawda. Ale taką informację dziś przeczytałem na kilku portalach. Okazało się, że to żart dziewczyny Brooklyna Beckhama. To zdjęcie z planu filmowego z udziałem Nicoli Anny Peltz. David musi jeszcze poczekać" - usiłował potem wybrnąć na Twitterze.
Pozostaje mieć nadzieję, że gdy Nicola będzie już w ciąży, to Borek zostanie przynajmniej ojcem chrzestnym dziecka. W końcu to on najmocniej wyczekiwał ich potomka...
Rok 2021 to także roszady w programach śniadaniowych, których efektem było m.in. usunięcie z "Pytania na śniadanie" Marzeny Rogalskiej i zastąpienie jej Izabellą Krzan. Choć z początku nie było jasne, czy "dziewczyna od literek" sprawdzi się w roli gospodyni śniadaniówki, to szybko złapała wiatr w żagle i widzowie TVP oglądają ją o poranku do dziś. Początki były jednak trudne...
Na początku marca Krzan zabłysnęła w programie dość zaskakującym stwierdzeniem. Przy okazji rozmowy o pingwinach cesarskich wtrąciła bowiem pewną ciekawostkę, która jest niestety daleka od prawdy.
"Pingwiny potrafią zanurkować 130 metrów i złowić ryby, jakich żadne inne ptaki nie są w stanie zrobić. Są w stanie przetrwać pod wodą 2,5 minuty. A temperatura wody? Czasami nawet do minus 60 stopni" - mówiła bezrefleksyjnie Iza.
Nie musimy chyba odświeżać niczyjej wiedzy ze szkoły podstawowej, ale przy tej temperaturze woda nie jest cieczą, lecz ciałem stałym. Trudno więc byłoby pingwinom pływać w lodzie...
W połowie listopada w "Dzień dobry TVN" doszło do drobnej wpadki, którą oczywiście wyłapali internauci. W jednym z odcinków widzowie mogli przypadkiem usłyszeć fragment niecenzuralnej rozmowy, której bohaterką była jedna z prowadzących. Wszystko przez błąd produkcji, która zapomniała wyciszyć paniom mikrofon na czas kącika kulinarnego. Przez to usłyszeliśmy to, czego raczej nie powinniśmy...
"Pokazywanie d*py" - padło w efekcie przed milionową widownią.
Choć spodziewano się, że szykuje się z tego powodu afera, to ostatecznie nikt nie poniósł konsekwencji. Do dziś nie wiemy zresztą, czy to Ewa Drzyzga, czy Agnieszka Woźniak-Starak była osobą, z której ust padły owe słowa.
W lecie fanów "Ślubu od pierwszego wejrzenia" zaskoczyła informacja o romansie Karola i Laury, którzy brali udział w hitowym show w zupełnie innych parach. Wieści o ich uczuciu były na tyle nośne, że zagościli także na kanapie "Dzień dobry TVN", gdzie przeprowadzili z nimi wywiad Anna Kalczyńska i Andrzej Sołtysik. Niestety ten drugi zaliczył sporą wpadkę...
W trakcie rozmowy dziennikarz postanowił zapytać o to, jak na związek Karola i Laury reagują ich rodziny. Po tym, jak eksuczestnik programu stwierdził, że przyjaciele i bliscy są po ich stronie, Sołtysik postanowił zadać kolejne pytanie, którego chyba nie przemyślał...
"A teściowa, Karolu?" - usiłował drążyć temat.
"Laury mama nie żyje" - odpowiedział Karol, a sytuacja momentalnie stała się dość niezręczna.
Choć potem Sołtysik przeprosił za niestosowne pytanie, to internauci nie zostawili na nim suchej nitki. Wytykano mu nie tylko brak delikatności, lecz także "nieodrobioną pracę domową" w postaci dziennikarskiego researchu.
Tegoroczny festiwal Top of the Top w Sopocie przebiegał bez większych komplikacji, jednak pierwszego dnia wpadkę zaliczyła Edyta Górniak. Podczas głównego koncertu piosenkarka zapomniała słów do utworu "Too Late", co chyba lekko wyprowadziło ją z równowagi. Jeżeli ktoś nie zwracał bacznej uwagi i miał jeszcze wątpliwości, to "świetlista istota" sama przyznała się do wtopy na scenie.
"No i świetnie, zapomniałam tekst, tradycyjnie..." - powiedziała w pewnym momencie do publiczności.
Warto wspomnieć, że to nie pierwszy raz. Edyta zaliczała już podobne wpadki m.in. podczas mini-koncertu w Empiku, gali Miss Polonia 2012 czy dokładnie tego samego festiwalu, ale dwa lata wcześniej. Można więc uznać, że słowo "tradycyjnie" nie padło przypadkowo...
Można śmiało powiedzieć, że wywiady to dla Roberta Lewandowskiego codzienność. Polski piłkarz regularnie rozmawia z różnymi mediami, a niekiedy decyduje się też na rozmowy "na odległość" tak jak w przypadku komentarza dla stacji CBS Sports. Wszyscy jednak wiemy, jak wygląda typowy "home office", a dzieci nie zawsze da się upilnować...
Ten problem najwyraźniej dotyczy także Lewandowskiego, który w trakcie wejścia na żywo zaliczył wpadkę. Podczas gdy odpowiadał na pytania prowadzących, do pokoju, w którym łączył się ze studiem, weszła nagle jego córka, Klara. W ten sposób starsza córka piłkarza przypadkiem zaliczyła swój telewizyjny debiut, a ojciec chyba nieco się zawstydził, bo jedynie się wymownie uśmiechnął...
Do dość osobliwej wpadki doszło w programie "Obiektyw" na antenie TVP3. W jednym z reportaży pokazano tam "przypadkowo" spotkaną kobietę o imieniu Anna, którą przedstawiono widzom jako turystkę. Jej wypowiedź miała najwyraźniej pomóc w promocji pewnego serwisu, który zawiera informacje o najciekawszych obiektach turystycznych w polskich lasach.
Nie byłoby w tym pewnie nic dziwnego, ale szybko wyszło na jaw, że "turystka Anna" to w rzeczywistości Anna Poskrobko, pracownica działu promocji i mediów Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku. Maskaradę zdemaskował autor youtube'owego kanału Obywatel Kane, który zauważył, że na potrzeby roli "turystki" po prostu... zdjęła okulary.
Do sprawy wkrótce odniosła się sama zainteresowana, która wyjaśniła, że nagranie miało miejsce poza godzinami pracy, a więc nie miała na sobie wtedy munduru leśnika. Wygłaszała więc swoją opinię jako osoba prywatna i sama prywatnie korzysta z usług, które zachwalała w reportażu, stąd opisano ją po prostu jako "turystkę". Nie musimy chyba tłumaczyć, że nie wszyscy uwierzyli w takie tłumaczenie...
Nie od dziś wiadomo, że w show biznesie panuje zasada: "niech mówią, byleby nazwiska nie przekręcili". Piotr Gąsowski wziął sobie to do serca tak mocno, że życzliwie nie pomylił nazwiska Mai Hyży w "Twoja twarz brzmi znajomo", lecz jej imię. W efekcie w trakcie jednego z odcinków utytułował uczestniczkę Agnieszką Hyży, czyli imieniem "następczyni" Mai u boku Grzegorza. Wyszło więc trochę niezręcznie...
Jak wszyscy zapewne wiemy, wspomniany program nie jest realizowany na żywo, tak więc tym bardziej dziwi, że błędu nie poprawiono. Po fakcie "Gąs" wytłumaczył się podczas piątkowej transmisji live, kiedy to stwierdził, że osobiście prosił produkcję, aby wyemitować jego wtopę na antenie. Jak twierdzi, nie pomylił Mai z "TĄ" Agnieszką, więc w sumie ma czyste sumienie i to zwykła pomyłka.
"Osobiście prosiłem, żeby tego nie wycięli. Uważam, że każdy z nas ma prawo się pomylić. Ja nie pomyliłem Mai z TĄ Agnieszką. Tylko cały czas w trakcie programu rozmawiałem z Agnieszką. Inną Agnieszką" - wyznał, a my wierzymy na słowo.
W styczniu głośno było o słynnej przemowie Anny Lewandowskiej podczas Gali Mistrzów Sportu, gdzie miała za zadanie zapowiedzieć i wręczyć statuetkę 19-letniej Faustynie Kotłowskiej, rekordzistce świata w lekkoatletyce. Niestety tego dnia zdolności oratorskie "by Ann" nieco kulały, a żona Roberta nie była nawet w stanie zapamiętać, czym właściwie zajmuje się Faustyna.
"Dobry wieczór Państwu. Mam dziś ogromną przyjemność wręczyć nagrodę komuś, kto jest nie tylko utytułowanym sportowcem, ale przede wszystkim silną osobą i motywacją dla nas wszystkich. Osobą, która bez względu na przeciwności losu nie poddaje się, walczy i spełnia marzenia. Medalistka mistrzostw świata. Rekordzistka świata - yyyh - w pchnięciu kulą i w rzucie oszczep... eee dyskiem. Przepraszam... Nasza duma i przede wszystkim nadzieja w m-na medal w... paraolimpiadzie. Uwaga, Faustyna Kotłowska, ogromne gratulacje" - jąkała się Lewandowska.
Po fakcie, mając najwyraźniej świadomość, że doszło do sporej gafy, Ania wytłumaczyła się (na szczęście już pisemnie) na Instagramie. Stwierdziła tam, że "wystąpienia publiczne nigdy nie były jej mocną stroną", w co akurat chyba wszyscy jesteśmy już w stanie uwierzyć.
Miejsce na skandal telewizyjny znalazł się nawet podczas Tokio 2020. Wszystko przez incydent z udziałem Karola Stopy, który na antenie kanału Eurosport komentował mecz tenisa między Aryną Sabalenką i Donną Vekić. W pewnym momencie niestety zapomniał wyłączyć mikrofon, przez co przypadkiem zamiast komentarza na temat gry usłyszeliśmy jego prywatną rozmowę...
"To po prostu, k*rwa, koszmarne. Pamiętasz kiedyś w Azji, robili ten jeb*ny wiesz, ten… bo jej pasowały i te piłki stawały dęba" - usłyszeli przypadkiem widzowie.
Eurosport oczywiście opublikował stosowne przeprosiny, natomiast Stopa nie stracił posady za wspomnianą aferę. Jak podkreślono, był to "błąd techniczny", a komentator "nigdzie się nie wybiera". Pozostaje mieć nadzieję, że następnym razem obejdzie się bez podobnej wpadki, bo - nie szukając daleko cytatu - było to "po prostu, k*rwa, koszmarne".
Do ciekawej sytuacji doszło także w programie "Sekielski ONLINE", którego gościem tego dnia był Czesław Mozil. W trakcie rozmowy obu panów pojawił się temat wieku, a dokładniej stwierdzenie, że "za 20 lat będzie już seniorem". Muzyk nie zgodził się z tą tezą, a jako przykład podał... Andrzeja Wajdę, który już nie żyje.
"Seniorem? W wieku 60 lat? Proszę ciebie! To jest senior? Myślałem, że senior to tak 85-90 lat. Andrzej Wajda jest teraz seniorem! 95 lat ma" - wypalił Czesław, po czym doinformowany przez prowadzącego powiedział: "Jak to się wydarzyło? Przecież wiem, że zmarł. Jezus Maria. Nie, o cholera. Przepraszam świętej pamięci Andrzeja Wajdę. Dobrze, że Pudelek już o mnie nie pisze, bo gdyby to wyszło na Pudelku..."
Pozdrawiamy!
Bohaterem drobnej wpadki został w tym roku również Aleksander Sikora. Na antenie TVP omyłkowo wyemitowano próbną zapowiedź dziennej ramówki stacji, zamiast tej właściwej, przez co widzowie mogli zobaczyć, jak prezenter się przejęzycza, a następnie wykrzywia twarz w grymasie i przygotowuje do powtórki.
Po emisji błędnego nagrania ekran TVP zamarł na dłuższą chwilę, po czym po prostu nadano blok reklamowy.
Finał piętnastej edycji "Twoja twarz brzmi znajomo" nieoczekiwanie odbył się w atmosferze małego skandalu. Po ujawnieniu półfinalistów programu zorganizowano z uczestnikami transmisję live, podczas której fani przypadkiem zauważyli na ścianie Roberta Janowskiego... "Złotą Twarz", czyli trofeum przyznawane za wygraną.
Mimo tej wpadki ostatni odcinek show wyemitowano zgodnie z planem, a produkcja nie odniosła się do tego zdarzenia. Choć mówiło się, że Janowski może zostać ukarany za ujawnienie zwycięzcy programu przed finałem, to Polsat podobno nie planował wyciągać wobec niego konsekwencji.