Na co do kina? Poznajcie dzisiejsze premiery filmowe!
W tym tygodniu wielkie widowisko 3D, romans z wojną w tle i cichy film o fanatyźmie, który prawie dostał Oscara. Co wybrać?
W tym tygodniu letni blockbuster rywalizuje o uwagę z ambitnym kinem najwyższej próby. Do kin wchodzi wyczekiwany od 2001 sequel Parku Jurajskiego i kto, jako dziecko interesował się dinozaurami musi go zobaczyć. Prócz tego romans o uczuciach z wojną w tle i cichy film o religijnym fanattyźmie, który prawie dostał Oscara, ale przegrał z naszą Idą. Przeczytajcie, zanim wybierzecie się do kina.
I w końcu nadszedł ten dzień! Po 14 latach od trzeciej odsłony przebojowej serii na ekranach zagościł wreszcie kolejny film z cyklu. Czy jest równie dobry, co nagrodzony trzema Oscarami oryginał z 1993 roku, do którego nawiązuje? Na pewno jest to film, kręcony już w innej epoce, choć dość nostalgicznie zanurzony w klimacie lat 80.
Jurassic World został wysoko oceniony przez prasę zagraniczną i widzów wszędzie tam, gdzie był wyświetlany. Jak piszą krytycy jest to najlepszy jak dotąd sequel Parku Jurajskiego, i choć nie ma oryginalności i serca pierwszego filmu oferuje za to żywszą akcję i znacznie więcej scen rozszarpywania ludzi na strzępy. A tego właśnie mniej wrażliwa niż kiedyś publiczność oczekuje od podobnego seansu. Liczby mówią same za siebie - od 10 czerwca na ekranach w Azji i USA obraz zarobił już miliony dolarów, a Universal pobił rekord swoich zysków na rynkach zagranicznych.
Kolejna ekranizacja powieści Nicolasa Sparksa, na której seans trzeba zaopatrzyć się w paczkę chusteczek, bo zamiast rozszarpywania ludzkich ciał będziemy tu mieli do czynienia raczej z porywami serca i łzami wzruszenia. Najdłuższa podróż jest według recenzentów dużo lepszą ekranizacją niż wcześniejsze Szczęściarz, Bezpieczna przystań czy Ostatnia piosenka, bo też i sama historia, jak pisze Ula Lipińska na łamach Filmu WP, jest dużo ambitniejsza.
Marcin Pietrzyk w Filmwebie uważa nawet, że pomimo pewnych niedociągnięć film Tillmana Jr. wart jest polecenia tym, którzy dopiero zaczynają przygodę z ekranizacjami Sparksa. Zatem jeśli nie brzydzicie się romansem, a historie o miłości przerwanej przez wojnę i starych listach, które po latach sklejają złamane serca, to wybierzcie się koniecznie.
Nominowany do Oscara i Złotej Palmy zdobywca sześciu Cezarów i wielu innych nagród - Timbuktu, to zapewne najciekawsza propozycja kinowa na ten weekend i zarazem rzadki przykład chwalonego na całym świecie filmu mauretańskiego. Obraz nie tylko opowiada o jednej z największych bolączek współczesnego świata - zagrożeniach islamskiego fundamentalizmu, ale także czyni to z lekkością i artyzmem. Rzadko kiedy jakiś film otrzymuje w portalu Rotten Tomatoes 99% pozytywnych ocen, a tak się właśnie stało tym razem.
Największą siłą „Timbuktu” jest dyskretny, nienachalny ton, wyrażony spokojną pracą kamery - pisze Janusz Wróblewski w Polityce.
Gdzie indziej zauważa się, że film unika czarno-białych podziałów na dobrych i złych, poddając wydarzenia naszej ocenie. Mimo okazjonalnego humoru drastyczna kara, jaka spotyka biedną parę pasterzy za życie na kocią łapę, zostaje w pamięci i dręczy długo po seansie. Ale jeśli nie boicie się trudnych tematów i interesuje was rzeczywistość bez retuszu, gorąco polecamy Wam ten film.