Oto najbardziej KONTROWERSYJNE momenty polskich preselekcji do Eurowizji: Popis Lidii Kopanii, dyskwalifikacja Skrzyneckiej... (ZDJĘCIA)
Przed nami kolejne publiczne preselekcje do Konkursu Piosenki Eurowizji. W mijających latach kontrowersyjnych momentów zdecydowanie nie brakowało, o czym wiedzą m.in. Katarzyna Skrzynecka, Rafał Brzozowski czy Natasza Urbańska.
Nie da się ukryć, że Polska nie może się do tej pory pochwalić większymi sukcesami na Eurowizji. "Srebrny medal" Edyty Górniak sprzed prawie 29 (!) lat to nadal nasze największe osiągnięcie i choć w "dziecięcej" edycji konkursu radzimy sobie naprawdę dobrze, to w jej dorosłej odsłonie wciąż czekamy na swój moment. Ostatnie lata pokazują jednak, że może być trudno.
Oto najbardziej kontrowersyjne momenty w historii polskich preselekcji do Eurowizji
Zanim jednak artysta otrzyma szansę, aby reprezentować Polskę w Eurowizji, musi pomyślnie przejść rodzime preselekcje. W mijających latach TVP próbowała szukać "złotych dzieci" polskiego przemysłu rozrywkowego na własną rękę, co nie skończyło się najlepiej. Zapewne z tego powodu zdecydowano się powrócić do systemu publicznych preselekcji, co będzie miało miejsce i w tym roku.
Nie jest natomiast tajemnicą, że w historii polskich preselekcji nie brakowało kontrowersyjnych momentów - i nie mówimy tylko o Lidii Kopani, która w zeszłym roku koncertowo pogrzebała swoje szanse. W przeszłości wiele emocji budziły m.in. dziwna przemowa Nataszy Urbańskiej, która dziś już trzeci raz chce przekonać Polaków, aby dali jej szansę, głośna dyskwalifikacja Katarzyny Skrzyneckiej czy syreni ogon Oli Gintrowskiej.
Zobaczcie, jakie kontrowersyjne momenty mamy już za sobą. Pamiętacie wszystkie?
W kontekście kontrowersyjnych wydarzeń w polskich preselekcjach nie sposób nie zacząć od pamiętnego "wykonu" Lidii Kopani z 2022 roku. Jej występ zdecydowanie przeszedł do historii: większość czasu błądziła wzrokiem i dukała pojedyncze słowa, a po wszystkim nerwowo wzruszyła ramionami i zeszła ze sceny. Po wszystkim zapewniała zresztą, że zrobiła to... celowo.
Po tym występie na Lidię obrazili się wszyscy, od twórców utworu, aż po członków jej fanklubu, którzy potraktowali jej "wykon" jak "splunięcie w twarz". Mówiło się, że w tym roku Kopania chce próbować swoich sił w preselekcjach po raz kolejny, ale na szczęście na planach chyba się skończyło.
O tym występie również rozpisywały się wszystkie media. Mowa oczywiście o syrenim ogonie Oli Gintrowskiej, która w 2016 roku walczyła o szansę na reprezentowanie naszego kraju na Eurowizji z piosenką "Missing". Sama zainteresowana tłumaczyła to wtedy tym, że "przecież Madonna i Lady Gaga też zaczynały od show", co może i jest ciekawym porównaniem, ale chyba nie dla wszystkich przekonującym.
Wielkiego powrotu Oli do polskich preselekcji już się nie doczekaliśmy. W 2017 roku co prawda ostrzegała, że zdecydowałaby się na Eurowizję po raz kolejny, ale najwyraźniej ma teraz lepsze rzeczy do roboty. Jej syreni ogon, gdziekolwiek teraz jest, zostanie jednak na zawsze w naszej pamięci.
Rok 2023 Natasza Urbańska może śmiało uznać za wyjątkowy. Dlaczego? Otóż w niedzielę wieczorem po raz trzeci (!) zawalczy o szansę na reprezentowanie Polski w Eurowizji. Od jej debiutu w preselekcjach minęło już 16 lat i wówczas zajęła 3. miejsce, natomiast rok później skończyła na podium jako druga. Wtedy właśnie podzieliła się z widzami dość zaskakującym apelem zaraz po występie...
Jestem dobrym człowiekiem, mam dobrą energię i mam nadzieję, że to czujecie. Kochani mamy szansę, że w końcu Polacy pojadą na tę Eurowizję! Dość obcych, gdzieś tam! - przemówiła ze sceny.
Czy był to dobry sposób, aby zawalczyć o wygraną? Jak widać nie. Co ciekawe, preselekcje wygrała wówczas Isis Gee, o której ponoć niebezpośrednio mówiła Urbańska, a której po fakcie poszła podziękować jako pierwsza... Miejmy nadzieję, że w niedzielę wieczorem wstrzyma się od podobnych "przesłań".
Jeszcze inne zdarzenie czekało fanów Eurowizji w 2017 roku, gdy polskie preselekcje wygrała Kasia Moś. Wtedy o zwycięstwo ubiegał się również Rafał Brzozowski, który swojej "przejażdżki" doczekał się dopiero kilka lat później. Wtedy natomiast zajął 2. miejsce, na co publiczność zgromadzona w siedzibie TVP zareagowała... buczeniem.
Zachowanie fanów krytykowali potem zarówno inni uczestnicy, jak i ówczesna zwyciężczyni. Sam Rafał wspominał natomiast ten fakt następująco:
Gratuluję Kasi Moś zwycięstwa i życzę powodzenia w Kijowie. Pozostał mi tylko mały niesmak w zachowaniu niektórych osób podczas koncertu i wyników. Szkoda, że nie można czasem z szacunkiem dla innych rywalizować - napisał na Facebooku.
Iwona Węgrowska ma długą i bogatą historię związaną z Eurowizją - i to mimo tego, że nigdy nas w konkursie nie reprezentowała. Co ciekawe, lata temu spotkał ją prawdziwy dramat. W 2009 roku piosenkarka pożaliła się w rozmowie z Interią, że wysłała zgłoszenie ze swoim utworem do preselekcji, ale... TVP je zgubiło.
Jest mi bardzo przykro, że moja piosenka "Kiedyś zapomnę" nie znalazła się na liście utworów zgłoszonych do "Piosenki dla Europy". Wszystkiego mogłabym się spodziewać, lecz nie tego, że moje zgłoszenie zaginie w budynku Telewizji Polskiej - lamentowała.
Niestety Telewizja Polska nie potwierdziła tej wersji. Jak twierdził Mikołaj Dobrowoski z redakcji Rozrywki TVP1, wina leżała po jej stronie, a menadżer "nie dostarczył zgłoszenia zgodnie z zapisami regulaminu".
Zgłoszenie Pani Iwony Węgrowskiej nie zostało zagubione w Telewizji Polskiej. Menedżer Pani Węgrowskiej nie dostarczył zgłoszenia zgodnie z zapisami regulaminu i nie ma tu winy TVP. Utwór Pani Węgrowskiej nie został dostarczony do Redakcji Rozrywki TVP1 - podsumował.
W preselekcjach Iwona ostatecznie nie wystartowała i wygrała wtedy... Lidia Kopania.
Polskie preselekcje w 2017 roku odbiły się szerokim echem w mediach nie tylko ze względu na wspomniane już wybuczenie Rafała Brzozowskiego. Po wyborze Kasi Moś jako reprezentantki pojawiły się bowiem głosy ze strony jury, jakoby finałowe utwory prezentowały niski poziom artystyczny. Maria Sadowska wspomina wówczas w rozmowie z Wideoportalem, że była "załamana" i "to nie jest festiwal badziewnej piosenki biesiadnej".
Poziom uczestników był tragiczny. Jestem załamana. Kasia odstawała dosyć mocno. Martwi mnie to, dobrzy artyści nie chcą brać udziału w tym konkursie. Wcale im się nie dziwię. Amatorzy, którzy tutaj byli drugi czy trzeci raz na scenie, to nie jest ich miejsce. Eurowizja na świecie poszła do przodu, to nie jest festiwal badziewnej piosenki biesiadnej, poziom jest fantastyczny. Trzeba coś wymyślić, bo jednak reprezentujemy nasz kraj, to jest jakaś misja - żaliła się.
Równie niepocieszony był Krzesimir Dębski, tylko ubrał to może w ładniejsze słowa.
Nie było żadnej piosenki wybijającej się muzycznie. Będę patrzył na to z troską. Wizualne rzeczy były bardzo dobrze dopracowane i mam nadzieję, że na Eurowizji znajdą się pieniądze, żeby to jeszcze wzmocnić. Zabrakło mi natomiast, jakiejś specjalnej, indywidualnej jakości i trochę polskiego akcentu - krytykował ostrożnie w komentarzu dla Onetu.
Choć dziś Telewizja Polska wróciła do systemu publicznych preselekcji, gdzie to widzowie, a nie grupa ekspertów, wybierają reprezentanta, to jeszcze niedawno sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. W 2014 roku w programie "Świat się kręci" ogłoszono, że TVP wysyła na Eurowizję Donatana i Cleo z piosenką "My Słowianie". Pomysł na "choreografię" był natomiast dość kontrowersyjny...
Zagraniczne media nie były pod wielkim wrażeniem sugestywnego ubijania masła przez modelki Donatana, a po latach ujęcie biustu Pauli Tumali wymieniono wśród najbardziej kuriozalnych występów w historii konkursu. Popis naszych reprezentantów określono wtedy "receptą na to, jak Eurowizji nie wygrać". Z tym akurat nie sposób się nie zgodzić, bo ostatecznie zajęli 14. miejsce.
Rok 2021 był dla polskich fanów Eurowizji dość osobliwy. Wielu do końca wierzyło, że Alicja Szemplińska zachowa przywilej reprezentowania naszego kraju w konkursie, który utraciła z racji panoszącej się po świecie pandemii. TVP miała jednak inne plany i zrobiła to, o czym plotkowano w kuluarach od tygodni - wysłała na konkurs Rafała Brzozowskiego. Czy był to wybór słuszny? Jacek Kurski twierdził wtedy, że tak.
"Brzoza" do końca wierzył, że "The Ride" ma szansę zawojować eurowizyjną scenę, ale rzeczywistość okazała się dość bolesna. Wybór Rafała jako reprezentanta budził zresztą tak ogromne emocje, że TVP odmówiła wskazania zarówno osób decyzyjnych w sprawie, jak i pozostałych kandydatów. W pamiętnym oświadczeniu, które otrzymaliśmy od Zespołu Rzecznika Telewizji Polskiej, nakazano ciekawskim "kisić się we własnym sosie".
TVP ze zrozumieniem przyjmuje, iż osoby te mogą nie życzyć sobie uczestniczenia w kolejnej odsłonie spektaklu nienawiści i nie wyrażają zgody na podawanie ich danych. (...) Chodzi tylko o nienawiść wobec Telewizji Polskiej. TVP nie zamierza ułatwiać hejtu hejterom. Kiście się we własnym sosie.
W 2009 roku eurowizyjne nieszczęście spotkało nie tylko Iwonę Węgrowską. Wtedy z bolesną porażką musiała się pogodzić też Katarzyna Skrzynecka, która zgłosiła się do preselekcji z utworem "Amazing". Jej kandydatura nie zagubiła się jednak na Woronicza, a podległa dyskwalifikacji z powodu złamania regulaminu.
Organizator Krajowego Finału Konkursu Piosenki Eurowizji - Piosenka dla Europy 2009, ze względu na niezastosowanie się do regulaminu określającego zasady wyboru utworu i wykonawcy reprezentującego Telewizję Polską S.A. w 54 Konkursie Piosenki Eurowizji, skreśla z listy finalistów utwór "Amazing" w wykonaniu Katarzyny Skrzyneckiej - przekazano w oficjalnym komunikacie.
Skąd taka decyzja? Otóż wszystko przez to, że Skrzynecka wykonała już premierowy utwór na żywo i to... prawie rok wcześniej. Zaśpiewała go 21 października 2007 roku w "Tańcu z gwiazdami", a mogła wykonać go publicznie dopiero po 1 października rok później. Szkoda?