W trakcie dekady królowania na ekranie najsłynniejsza polska restauratorka dostarczyła nam wiele niezapomnianych chwil. Z okazji jubileuszu wspólnie zliczmy najbardziej wybuchowe fragmenty show z ostatniej dekady.
Podczas gdy większość nowych programów telewizyjnych nie potrafi dociągnąć nawet do drugiego sezonu, Kuchenne Rewolucje mają status absolutnego hitu TVN-u od ponad dekady. Dzięki programowi Magda Gessler stała się jedną z najpopularniejszych i najbardziej wpływowych Polek, a restauracje w całym kraju poczuły na plecach oddech coraz bardziej specjalizującej się konkurencji.
Zobacz: "Gipka" Magda Gessler pozuje z Waldemarem trzymającym ją za stopę w "Dzień Dobry TVN" (FOTO)
Nie ma jednak co ukrywać, że to nie kreatywne przepisy na swojskie pierożki, a ludzkie dramaty i spontaniczne miotanie przez prezenterkę przekleństwami i talerzami co tydzień przyciągają przed telewizory setki tysięcy widzów. Spośród licznych skandali i "niepodpisanych rewolucji" kilka wyróżnia się jednak na tle reszty wyjątkowo wysokim stężeniem dramaturgii. Specjalnie dla Was wyselekcjonowaliśmy więc te 10 najciekawszych momentów Kuchennych Rewolucji.
Przypomnijmy: Magda Gessler nominowana do "Biologicznej Bzdury Roku" za teksty o CEBULI: "Niestety, NIE CHRONI ona przed wirusami"
Która z kulinarnych afer jest Waszą ulubioną?
Właściciele restauracji Matalmara w Goczałkowicach Zdroju wymarzyli sobie chyba, że w ich przybytku organizowane będą obiady czwartkowe dla arystokracji. Niestety, do ich zubożałej parodii Wersalu nie chciał wstąpić nawet przeciętny obywatel. Właścicielka, Alicja, za nic nie dała sobie przemówić, że to wyniosły wystrój jest pierwszym czynnikiem odstraszającym klientów. Nie lepiej zresztą było też z jedzeniem. Powróciwszy po kilku tygodniach od rewolucji do lokalu, przechrzczonego chwilowo na Willę pod Złotym Ziemniakiem, Magda stwierdziła, że zamożne małżeństwo, delikatnie mówiąc, niczego nie wyniosło z jej lekcji.
"Ku.wa w ogóle niedoprawione. Okropne. Sos naprawdę straszny, jak za komuny na dworcu. Bar mleczny? Bardzo proszę. Sześć złotych za takie danie. (…) To nie jest jadalne. (…) Zamknijcie tę budę" - oceniła dania serwowane w "pałacu".
Gessler wyjątkowo była rozczarowana też faktem, że właściciele wrócili do dawnego wystroju.
"To jest jedna wielka pomyłka, moje nazwisko [sprzed restauracji] znika w ciągu minuty. Zostawi pani sobie tą Matamaramaramara, ale to jest koszmar, nie mara" - skwitowała, wywołując przy okazji salwę śmiechu wszystkich widzów przed telewizorami.
Tak jednostronna recenzja zdecydowanie nie przypadła do gustu właścicielom Matalmary, którzy sprawiedliwości postanowili szukać w sądzie.
W malowniczych Małdytach nasza bohaterska restauratorka napotkała kochające się małżeństwo, Danutę i Grzegorza, którzy wspólnymi siłami odmienili podupadającą ruinę na całkiem nieźle prosperującą restaurację Zajazd pod Kłobukiem. Niestety, wraz z upływem lat ich lokal był coraz rzadziej uczęszczany przez zgłodniałych gości. Źródła problemu Gessler doszukała się w niesfornym duchu, który upatrzył sobie urokliwą knajpkę. Aby go obłaskawić, Magda zaproponowała właścicielom, aby zaprosili Kłobuka do zamieszkania w dziupli w rosnącego nieopodal drzewa.
"Chciałabym, żebyście razem poprosili Kłobuka, żeby wrócił. (…) Proszę się nie wstydzić, wziąć za ręce. Uwierzyć w to, że Kłobuk będzie zawsze z wami, bo już zaczyna być. Wziąć się za ręce i wprowadzić go do dziupli, ponieważ każde uczucie sprawia, że on rośnie i jest zadowolony. Trzeba go codziennie karmić" - instruowała ze szczegółami prowadząca show.
Podczas gdy wiele programów rozrywkowych sili się na to, aby zostać unieśmiertelnionym w postaci internetowego mema, Kuchennym Rewolucjom przychodzi to z niespotykaną wręcz łatwością. Bezspornie jednym z najbardziej pamiętnych momentów wszystkich 21. sezonów show jest wejście Magdy Gessler do Restauracji Carskiej prowadzonej przez dwie koleżanki, Renatę i Beatę w Legionowie. To właśnie wtedy gwiazda zaliczyła swój spektakularny upadek, który po dziś dzień krąży po zakamarkach sieci.
"To był pierwszy raz, kiedy coś takiego miało tu miejsce" - tłumaczyła właścicielka Beata.
Jeszcze bardziej sceptycznie do fikołka Magdy Gessler nastawiona była kelnerka Gabrysia, której zdaniem "było to zrobione specjalnie, żeby coś się działo".
Zdecydowanie mniej do śmiechu było samej Gessler.
"Rozwaliłam sobie cały bark na waszym wejściu. Mi nie jest przykro, tylko trzeba myśleć, a podłoga jest do d.py" - przywitała przerażoną załogę restauracji.
Bez dwóch zdań jeden z najbardziej skandalicznych odcinków w całej serii. Tradycja nakazuje, żeby pragnący pomocy Magdy restauratorzy stosowali się do jej instrukcji i sprawnie unikali miotanych w ich kierunku talerzy. Justyna, właścicielka restauracji Le Papillon Noir, przyjęła jednak zupełnie inną strategię. Przyzwyczajona do luksusów bizneswoman i gwiazda TVN skakały sobie do gardeł już od pierwszego dnia.
"Nie boisz się zakładać takich jeansów, a boisz się przyznać, że miałaś brudne garnki?" - dociekała zirytowana nieróbstwem Justyny Magda.
Ta jednak nie pozostawała dłużna. Odważyła się nawet zagrozić restauratorce pobiciem. Nie miała co prawda na tyle "jaj", aby powiedzieć jej to prosto w twarz, ale przed kamerami TVN-u nic się nie ukryje.
"Zaraz nie wytrzymam i jej przp....olę" - wrzeszczała rozwścieczona szefowa Le Papillon Noir.
Ostatecznie Justyna poprosiła gwiazdę TVN, aby ta opuściła jej lokal i "zamknęła drzwi z drugiej strony", a po emisji odcinka zarzuciła producentom, że wycięli z nagrań moment, w którym Gessler miała rzekomo "porównać brudne niby gary do jej odbytu".
Magda Gessler uwielbia rzucać przedmiotami użytku domowego - o tym dobrze wszyscy wiemy. Miotanie meblami było jednak nie lada sensacją, którą zaserwował nam odcinek poświęcony restauracji Magistrat położonej w najbardziej wysuniętym na wschód miasteczku Polski - Hrubieszowie. Większość epizodu przebiegła raczej spokojnie, jednak prawdziwe fajerwerki producenci zostawili tym razem na sam koniec. Właścicielki restauracji nie zostawiły w karcie dań ani śladu po rozwiązaniach wprowadzonych przez Magdę Gessler. Miejsce ręcznie lepionych pierogów zastąpiły hamburgery i pizze, co doprowadziło słynną restauratorkę do absolutnej furii.
"Zabieranie się za kuchnię amerykańską, włoską, przy tym, że miałyście się wyspecjalizować w najlepszych pierogach w Polsce jest jak w pysk. Moja karta Magdy Gessler przy fast foodach jest jak w pysk. W związku z tym za tę odwagę zapłacicie. To miało być miejsce polskie, szlachetne. Barszcz nie ma ani octu, ani boczku, jest jak mydło. Pielmieni mają wodę a nie farsz" - oceniła wyraźnie rozgoryczona Gessler, po czym przewróciła suto zastawiony stół na podłogę. - "Po rewolucji proszę panie" - dodała na odchodne.
Odcinka z położonej niedaleko Żywca restauracji Horolna nie uświadczymy już niestety w internecie. Lokal prezentowany jako "obraz nędzy i rozpaczy", który "śmierdział chucią kocią" prowadzony był przez pana Zbyszka borykającego się z chorobą alkoholową. Bardziej niż widok pobojowiska roztaczający się wokół restauracji w pamięci zapadł nam jednak wizerunek Magdy wybijającej okna za pomocą potężnej siekiery. Pomimo fatalnej sytuacji wyjściowej rewolucja ostatecznie się udała.
Dwudziesty pierwszy sezon Kuchennych rozpoczął się z wysokiego "c". W Napachaniu niedaleko Poznania Magda Gessler napotkała dość osobliwy problem. Właścicielka bistro Szybka Szama nie narzekała co prawda na brak klientów, jednak zdawała sobie sprawę, że jej lokal jest w opłakanym stanie. Ze ścian schodziła farba, wieko zamrażarki przytrzymywane było za pomocą miotły podpartej o wystającą z sufitu rurę, a poza zniesmaczonymi "zabawnymi" nazwami dań kucharkami po zapleczu biegały również… myszy. Jak można było się spodziewać, Magda Gessler na widok małych gryzoni zareagowała entuzjastycznie.
"Myszy! I już mnie tu ku.wa nie ma! Pani Olgo! Pani sobie jaja robi? Gdzie pani mnie zaprosiła? Do schronu pełnego odłamków brudu i syfu? To jest skąd pani bierze jedzenie dla ludzi?" - piała wniebogłosy spłoszona restauratorka.
Restauracja Bajkowa położona w Swarzędzu koło Poznania była kolejną, która musiała zamknąć swoje podwoje po wizycie Magdy Gessler. W sezonie 15. widzowie mogli poznać dramat właścicielki, pani Karoliny, która uciekła z północy, gdzie była ofiarą przemocy domowej i wróciła do Polski. Tutaj odnalazła kochającego partnera, który otoczył ją opieką i zafundował otwarcie restauracji. Niestety, opieka ta uwzględniała również absolutne odcięcie jej od jakiejkolwiek krytyki. Ostatecznie to właściciele zrezygnowali z dokończenia rewolucji, ku ewidentnemu rozczarowaniu Magdy Gessler, która starała się do samego końca przeciągnąć "sponsora" lokalu na swoją stronę.
"Zastanów się nad tym, uważam, że to jest przeciwko tobie. Uważasz, że Karolina psychicznie jest w stanie to dźwignąć? Bo z tego, co widzę, to nie bardzo. Czy byłam niemiła? Ta decyzja tobie robi krzywdę. Tu jest przepięknie. Trochę ją rzuciłeś na głęboką wodę, ona nie umie gotować. Ty ją trochę pilnujesz, nie chcesz tracić z zasięgu wzroku. Zamknąłeś ją w klatce ze strachu o nią" - Magda wygłosiła w jednej ze swych słynnych psychoanalitycznych sesji.
Kielecka Jadłodajnia Bartosz prowadzona była przez panią Agnieszkę, która technik prowadzenia biznesu nauczyła się chyba, studiując rozdziały poświęcone pańszczyźnie w podręcznikach od historii. Swoim pracownikom płaciła po 800 złotych miesięcznie przy pełnym zakresie godzin, jedną z pań pracujących na kuchni przez 9 lat trzymała na "stażu", a w serwowanych przez nią kotletach mielonych znajdowało się jedynie 30% mięsa. Rewolucja skończyła się ostatecznie w prokuraturze, gdzie właścicielce zarzucono celowe naruszanie praw pracowniczych oraz poświadczenie nieprawdy.
"Pani oszukuje państwo i będzie miała pani z tego powodu kłopoty. Albo pani się zmieni, albo ja pani nie pomogę. Ja oszustom nie pomagam" - grzmiała oburzona zastałą sytuacją Gessler.
Można zaryzykować stwierdzenie, że odcinek poświęcony restauracji Stella Cafe, to czyste Kuchenne Rewolucje w pigułce. Znajdziemy tam rzucanie jedzeniem, przekleństwa, osobiste dramaty, a absolutną wisienką na torcie jest tutaj zajęcie kuchennego sprzętu przez komornika w dzień uroczystej kolacji. Gdy w kluczowym dla rewolucji momencie w lokalu pojawił się urzędnik państwowy, właścicielka, pani Stanisława zasłabła, a na miejsce trzeba było wezwać karetkę. Do kolacji ostatecznie nie doszło, a biznesu nie udało się uratować.