Na warszawskim Placu Zamkowym pojawili się miłośnicy treningów, którzy uważają, że zamknięcie obiektów sportowych to "zbyt drastyczne posunięcie". Mają rację?
Od marca świat walczy z pandemią koronawirusa. Początkowo w większości państw wprowadzono surowe obostrzenia, które miały spowolnić rozprzestrzenianie się zarazy. W okresie letnim można było jednak odnieść wrażenie, że - jak to mówił premier Mateusz Morawiecki - "wirus jest w odwrocie". Specjaliści ostrzegali, ze największa fala epidemii nadejdzie jesienią i tak też się stało.
Ostatnie statystyki nie napawają optymizmem. W Polsce codziennie notuje się kilka tysięcy nowych przypadków zakażeń. Rząd nie chce ponownie wprowadzać całkowitego "lockdownu", aby nie zrujnować gospodarki. Podjęto jednak decyzję o zawieszeniu działalności obiektów sportowych.
Decyzja rządzących spotkała się z oburzeniem branży fitness, której przedstawiciele postanowili zaprotestować na warszawskim Placu Zamkowym. W sobotę miłośnicy treningów wyszli na ulice, aby wyrazić swój sprzeciw. W rozmowie z Pudelkiem głos zabrał m.in. Daniel Majewski, który stwierdził, że w zamykaniu siłowni jest "zero logiki". Protestujący podkreślają też, że "aktywność podnosi odporność".
Mają rację?