Brytyjskie media już zaczęły weryfikować prawdziwość wyznań księcia Harry'ego i Meghan Markle. Zobaczcie, w których kwestiach Sussexowie mogli nieco minąć się z prawdą.
Wywiad Oprah Winfrey z Harrym i Meghan Markle to obecnie najgorętszy temat w mediach na całym świecie. Zgodnie z zapowiedzią samej prezenterki para nie szczędziła bowiem światu sensacyjnych wyznań i szczegółów na temat swojego życia na brytyjskim dworze.
Zobacz: Książę Harry i Meghan Markle u Oprah. Oto najbardziej sensacyjne wyznania Sussexów! (ZDJĘCIA)
Meghan Markle w rozmowie z Oprah wyznała na przykład, że zmagała się z depresją i myślami samobójczymi, a mimo próśb nie otrzymała od Pałacu żadnej pomocy. Szerokim echem w mediach odbiły się także zarzuty o rasizm w rodzinie królewskiej. W wywiadzie Sussexowie kilkakrotnie narzekali na brak wsparcia ze strony monarchii, a nawet szerzenie nieprawdziwych informacji na ich temat. Harry opowiedział także o swoich stosunkach z najbliższymi.
"Daily Mail" postanowił przyjrzeć się niektórym z wyznań Sussexów i zbadać, na ile mogą być one wiarygodne. Okazuje się, że w kilku kwestiach Harry i jego ukochana mogli nieco minąć się z prawdą.
Podczas rozmowy z Oprah Meghan Markle przyznała, że przed ślubem z Harrym nie zdawała sobie sprawy, jak wygląda życie na brytyjskim dworze. Zapewniła również, że nie zdarzało jej się szukać informacji o ukochanym w sieci.
W książce "Finding Freedom", napisanej przez zaprzyjaźnionych z Sussexami dziennikarzami, widnieje jednak informacja o pierwszej randce pary, która rzuca na sprawę "researchu" Meghan nieco inne światło.
"Oczywiście oboje uczestniczący w randce w ciemno odrobili lekcję poprzez wyszukiwanie w Google. Harry znalazł Meghan w social mediach i był nią zainteresowany" - czytamy w książce.
Dodatkowo jedna z przyjaciółek Markle zdradziła, że trzecioligowa aktorka była wręcz zafascynowana życiem rodziny królewskiej, zwłaszcza losami księżnej Diany, o których czytała nawet książkę. Meghan uwielbiała ponoć filmy o księżniczkach, a swojemu pierwszemu mężowi wyznała, że chciałaby pojechać do Londynu i zostać tam na dłużej.
Bez wątpienia najwięcej kontrowersji po emisji wywiadu z Harrym i Meghan wzbudziły wyznania Markle o jej zmaganiach z problemami psychicznymi. Była księżna twierdziła bowiem, że rodzina królewska doskonale wiedziała o jej pogarszającym się samopoczuciu, nawet myślach samobójczych. Meghan miała wielokrotnie zwracać się do pałacowego działu zasobów ludzkich, konsekwentnie odmawiano jej jednak pomocy.
Informatorzy "Daily Mail" twierdzą jednak, że dział HR, gdzie Markle szukała pomocy, odpowiada jedynie za sprawy płatnych pracowników rodziny królewskiej. Sami royalsi w podobnych sprawach zwracają się natomiast do prywatnego biura.
Dziennikarzy portalu nie przekonały również słowa Harry'ego, twierdzącego, że wstydził się szukać pomocy dla żony i nie wiedział, co właściwie może dla niej zrobić. Podkreślano, że książę od dawna zajmuje się sprawami zdrowia psychicznego, wraz z księciem Williamem i Kate Middleton rozpoczął nawet specjalną akcję "Heads Together". W przeszłości Harry sam również korzystał z pomocy terapeuty.
Jednym z najbardziej sensacyjnych wyznań Sussexów był ich sekretny ślub. Para miała wymienić przysięgi na trzy dni przed "royal wedding" w ich ogrodzie, w towarzystwie jedynie biskupa Canterbury. Tymczasem okazuje się, że zgodnie z brytyjskim prawem zaślubiny są ważne tylko w obecności przynajmniej dwóch świadków. Mało tego, muszą one odbyć się w miejscu publicznym, a nie na terenie prywatnej królewskiej posiadłości.
Gdyby więc Sussexowie faktycznie ślubowali sobie wierność w tajemnicy, nie mogliby także ponownie wziąć ślubu już w obecności towarzyskiej śmietanki i milionów widzów. Prawdopodobnie ich przysięgi były więc bardziej duchową ceremonią, niż taką, która faktycznie legalizowałaby ich małżeństwo w świetle prawa.
W wywiadzie Meghan ubolewała nad tym, że jej pozbawionemu tytułu potomkowi nie przysługiwała królewska ochrona. Markle stwierdziła nawet, że wraz z Harrym bali się zgodnie z tradycją pokazać nowo narodzonego chłopca światu.
Okazuje się jednak, że posiadanie tytułu wcale nie zapewnia członkom rodziny królewskiej ochrony. Córki księcia Andrzeja, Eugenia i Beatrycze obecnie nie mają już ochroniarzy opłacanych z pieniędzy podatników. Jako że Sussexowie wycofali się z życia brytyjskiego dworu, nie przysługuje im już policyjna ochrona. Muszą więc sami finansować własne bezpieczeństwo.
Mnóstwo kontrowersji w mediach wzbudziła sprawa odebrania małemu Archiemu tytułu książęcego oraz prawa do korzystania z królewskiej ochrony.
"Wizja pierwszej osoby o ciemnym kolorze skóry w tej rodzinie, nie będącej tytułowanym jak pozostałe wnuki jest... Nie mają prawa tego odbierać" - żaliła się Markle.
Dziennikarze "Daily Mail" zwrócili jednak uwagę, że cała sprawa opiera się na dokumencie z 1917 roku, w którym król Jerzy V dokładnie określił, kto jest upoważniony do dziedziczenia tytułów książęcych. Zgodnie z królewskim zapisem jedynym faktycznie upoważnionym do posiadania książęcego tytułu wnukiem królowej był książę George - jako najstarszy wnuk księcia Walii, Karola. W 2013 królowa Elżbieta zagwarantowała także tytuły pozostałym pociechom Williama, Charlotte i Louisowi.
Jeśli chodzi o Archiego, to zgodnie z prawem uzyska on książęcy tytuł, gdy Karol zasiądzie na brytyjskim tronie.
Rozmawiając z Oprah, Meghan żaliła się również, że "instytucja" właściwie nie chroniła jej i Harry'ego przed złą prasą i kłamstwami brytyjskich tabloidów.
Korespondentka "Mail on Sunday" ds. royalsów, Emily Andrews twierdzi jednak, że odpowiedzialni za kontakty z mediami pracownicy Sussexów nieustannie stawali po stronie małżonków, dementując szkodliwe plotki i powstrzymując publikacje niewygodnych faktów.
"Daily Mail" zwrócił też uwagę, że royalsi zajęli się także prasowymi historiami na temat remontu posiadłości Sussexów we Frogmore Cottage i przynajmniej jedna z dużych brytyjskich gazet odpowiedziała przed IPSO - tamtejszą instytucją nadzorującą prasę.
Meghan poruszyła również temat swojej przyrodniej siostry, Samanthy. Stwierdziła, że dorastała jako jedynaczka i tak naprawdę właściwie nie zna starszej córki Thomasa.
Informacje te zdementowała sama Samantha. Kobieta stwierdziła, że ma wspólne zdjęcia z Meghan z "całego życia" i niemożliwym jest, by była księżna nie znała przyrodniej siostry. Markle mówiła również, iż Samantha powróciła do nazwiska ojca dopiero, gdy ta zaczęła spotykać się z Harrym - czemu kobieta również stanowczo zaprzeczyła.
Markle uskarżała się również na utratę dotychczasowej wolności. Jak twierdziła, tabloidy nieustannie rozpisywały się o jej poczynaniach, podczas gdy ona sama nie mogła nawet opuścić pałacu, by spotkać się z koleżanką - by nie prowokować kolejnych medialnych publikacji.
"Daily Mail" twierdzi jednak, że księżna regularnie wyprawiała się na miasto - robiła zakupy, chodziła na zabiegi kosmetyczne czy zakupy. Brytyjskie tabloidy miały natomiast konsekwentnie odmawiać kupna zdjęć z jej wycieczek od paparazzi.
Markle stwierdziła również, że zabrano jej szereg rzeczy osobistych - w tym klucze, paszport czy prawo jazdy. W tym miejscu portal zaznacza, że informacje te są ciężkie do zweryfikowania. Wielu royalsów samodzielnie prowadzi jednak samochód, a w mediach do tej pory nie pojawiały się doniesienia o pozbawianiu rodziny królewskiej jakichkolwiek dokumentów. Wszelkie podróże były natomiast planowane przez odpowiednie do tego służby - Markle nie wyprawiała się więc na lotnisko na własną rękę.
Meghan wspomniała również o tym, że czuje się zawiedziona zachowaniem swojego ojca oraz jego niesławną ustawką z paparazzi. Zapewniła także, że ona nigdy nie zrobiłaby nic, co mogłoby skrzywdzić jej dziecko.
Thomas Markle zdążył już zabrać głos w sprawie. Ojciec byłej księżnej stwierdził, że wielokrotnie przepraszał córkę za swój wybryk, ta jednak pozostawała niewzruszona jego staraniami.
"Jestem tym strasznie zawiedziony. Przepraszałem za ustawkę z paparazzi wielokrotnie, co najmniej 100 razy. Nigdy nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. To ja czuje się zawiedziony, bo ostatni raz rozmawialiśmy, kiedy byłem w szpitalu. Od tego czasu nie odezwali się ani razu. Nie obchodzi ich, czy żyję" - żalił się.
W trakcie wywiadu książę Harry, odpowiadając na pytanie o to, "co najbardziej lubi robić w swoim obecnym życiu", wyznał, że spędzać czas z Meghan i synkiem, zabierać go na plażę, sadzać w foteliku na rowerze i razem jeździć.
"To coś, czego ja jako dziecko nigdy nie mogłem robić" - stwierdził ze smutkiem.
To jednak nieprawda. W sieci krążą zdjęcia Harry'ego z dzieciństwa, na których widać, jak spędza czas z ojcem, m.in. właśnie jeżdżąc z nim na rowerze. Czyżby czas zatarł te wspomnienia?
W wywiadzie książę Harry stwierdził, że był zmuszony nawiązać współpracę z Netfliksem i Spotify własnie po to, by zapłacić za ochronę swoich bliskich. Został bowiem całkowicie odcięty od majątku royalsów i pozostał mu jedynie spadek po księżnej Dianie.
Jak jednak podkreśla "Daily Mail", odchodząc Sussexowie chcieli być niezależni finansowo. Jeszcze przed Megxitem za ich życie w większości płacił książę Karol - którego dochody z kolei pochodziły z księstwa Kornwalii. Podatnicy finansowali natomiast utrzymanie Harry'ego i jego żony w zaledwie ok. 5 procentach.
Lady Di pozostawiła swym synom 21 milionów funtów, które mieli odziedziczyć wraz z ukończeniem 25 lat. Ponoć przez lata wartość zapisanej Harry'emu fortuny wzrosła do aż 20 milionów. Książę otrzymał również spadek po rodzicielce królowej Elżbiety, królowej matce. Elżbieta Bowes-Lyon miała pozostawić wnukowi 7 milionów.
W wywiadzie pojawił się również głośny wątek "uciszania" Meghan przez royalsów, który był najbardziej sensacyjnym punktem pierwszego zwiastunu rozmowy. Markle wyznała, że odkąd zaczęła spotykać się z Harrym, każda osoba z jej otoczenia musiała bezwzględnie milczeć w kontaktach z mediami, porównała się też do Małej Syrenki, która "zakochała się w księciu i straciła swój głos".
"Daily Mail" postanowił jednak poddać w wątpliwość rzekome milczenie księżnej, nie tylko wypominając jej kolejne wywiady. Powołując się na informatorów powiązanych z rodziną królewską, dziennik stwierdził, że Meghan i Harry sami "dyktowali warunki" podczas publicznych wystąpień - wybierali odpowiadające im organizacje charytatywne i media, z którymi chcą rozmawiać.