Tak prezentuje się KATOLICKA farma Wojciecha Modesta Amaro: staw z gąskami, nowoczesny sprzęt i... PRYWATNA KAPLICA (ZDJĘCIA)
Wojciech Modest Amaro zaprosił fotoreporterów do swojej posiadłości, na której organizuje "kolacje dla wybranych" nieopodal swojej prywatnej kaplicy. Skusilibyście się na degustację za 1000 złotych z hakiem?
Mija już kilka lat od kiedy Wojciech Modest Amaro nawrócił się, porzucił miasto i uciekł na wieś, gdzie od niedawna organizuje kolacje od 1000 złotych w górę (od osoby) dla grup kilkunastu wybrańców. Jak dotąd słynną farmę Forgotten Fields obserwować mogliśmy wyłącznie na nielicznych zdjęciach i kadrach z Kulis Sławy Uwagi! TVN. Jednak w końcu Amaro się przełamał i wpuścił na teren swojej posiadłości fotoreporterów.
W obszernej fotorelacji z ekskluzywnej kolacji nie mogło rzecz jasna zabraknąć ujęć kaplicy, która stała się istotnym miejscem w życiu szefa kuchni i jego małżonki Agnieszki. W wywiadzie dla Gazety.pl sprzed roku małżonkowie opowiedzieli o tym, jak doznali cudu uzdrowienia pod Częstochową. Dzięki temu wydarzeniu nawrócili się, a dziś nie wyobrażają sobie dnia bez modlitwy.
Naturalnie nie zabrakło też ujęć zieleni ogrodu, uroczych stawów i zwierzaków, które na kulinarnej farmie znalazły swój dom.
Sami zobaczcie, jak dziś wygląda świat Wojciecha Modesta Amaro. Robi wrażenie?
Obok odpowiedzialnego za kuchnię Wojciecha kluczową role w prowadzeniu farmy odgrywa Agnieszka Amaro, która pełni rolę gospodyni.
Wokół zachowanej w minimalistycznym stylu bryły budynku wije się dzika roślinność nadająca obiektowi odrobinę ciepła i "swojskości".
W licznych wywiadach Wojciech Modest Amaro opowiadał, że to właśnie we wsi Dębówka spędził większość pandemii. Skupił się wówczas na pracy w polu i opracowywaniu modelu funkcjonowania swojego autorskiego "farm diningu".
Choć na pierwszy rzut oka widać, że w farmę zainwestowano ogromne pieniądze, budynki i tak nie przytłaczają ostentacyjnym bogactwem. Amaro zależało ponoć na tym, aby jego goście czuli się u niego jak w domu.
Wyróżniającym się punktem na terenie farmy jest niewątpliwie prywatna kaplica. W jednym z wywiadów Agnieszka Amaro oznajmiła, że wraz z mężem odwiedzają kaplicę codziennie, niekiedy także i w nocy, gdy najdzie ich potrzeba spotkania z Bogiem.
Po wstępnej degustacji w budynku z oranżerią goście zostali poproszeni o przetransportowanie się pod altanę, gdzie kontynuowano kolację.
Ścieżkę do altany obsadzono hortensjami. Ponoć na rynku nieruchomości kwiaty te uważane są za symbol statusu, jako że spotyka je się przede wszystkim w tych "bardziej eleganckich" dzielnicach.
Na wypadek gdyby gościom nie wystarczały doznania smakowe, zespół jazzowy dbał o dopieszczenie ich uszu podczas uczty.
Początkowo Amaro planował organizować kolacje maksymalnie na 12 osób. Jak jednak widać, wkrótce postanowił poszerzyć nieco swoją działalność.
Jak na prawdziwego szefa kuchni przystało, Amaro stawał przy każdym stoliku po kolei, objaśniając w szczegółach, co dokładnie wylądowało na talerzach przed gośćmi.
Show skradły jednak bez dwóch zdań zwierzaki. Początkowo na farmie Amaro znalazło się tylko kilka kaczek pekińskich, kury tęczówki i gęsi biłgorajskie. Z czasem zwierzyniec się rozrósł.
W planach były też ponoć owce i świnie, jednak ich akurat obiektywy aparatów nie uchwyciły.
Chętni mogli skusić się na rejs łódką po niewielkim stawie.